Recenzja

30-07-2010-13:52:12

Kanye West - "VH1 Storytellers"

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

Jest bufonem, człowiekiem z niezwykle przerośniętym ego i wprost nadzwyczajnym parciem na szkło. Tak, to wszystko prawda. Ale Kanye West jest też artystą przez wielkie A, o czym nie możemy zapominać.

Gdy znikną flesze, kamery i paparazzi, a Amerykanin zostaje sam na sam z muzyką, coś w nim pęka. Wrażliwość przekłada się na naprawdę przejmujące, interesujące teksty. Otwartość do eksperymentów owocuje oryginalną muzyką, która wspaniale łączy hip-hop, soul, pop. West może być zamknięty jako człowiek na wiele kwestii, ale jako muzyk granic nie widzi.

Kolejnym tego dowodem jest fantastyczna płyta "VH1 Storytellers", czyli zapis koncertu zrealizowanego na potrzeby znanej telewizji muzycznej. Przez blisko 65 minut Kanye jest tu panem wszystkiego, scenicznym bogiem i z tej roli wywiązuję się genialnie. Przy akompaniamencie żywego składu wspaniale odgrywa przeboje z trzech ostatnich płyt. "Flashing Lights" zyskało niezwykle orkiestrowy klimat, "Touch The Sky" oprócz dynamiki imponuje rozmachem i groove'em, a zamykające zestaw "Stronger" spowoduje, że przejdą wam po plecach ciarki. Podobać się mogą też gadane wstawki Kanye, który ukazuje swoją ludzką twarz. I tylko zabawy z auto-tune'em mógłby zostawić innym, bo zwyczajnie nie ma potrzeby go używać. Całkiem dobrze rapuje, nienajgorzej śpiewa, więc na co ten maksymalnie odzierający muzykę z duszy element?

Płyty koncertowe w przypadku artystów wywodzących się - jakby nie było - z hip-hopowego klimatu, mają sens tylko w przypadku osób naprawdę wyjątkowych, umiejących żywymi wersjami nagrań rozpalić zmysły do cna. West jest kimś właśnie takim. Może nas denerwować, wkurzać, irytować, ale jako czarodziej sceniczny zwyczajnie kradnie naszą uwagę w całości. Wielka klasa.

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

TAGI: kanye west