Recenzja

05-08-2010-09:36:27

Tired Pony - "The Place We Ran From"

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

Lekkość, sielskość, swoboda - od tego chyba nikt nie chce uciekać. A właśnie to mamy na przecudnym debiucie międzynarodowej supergrupy Tired Pony.

Jeśli każdy artysta miałby na takim poziomie ujawniać swoją miłość do country i folku (freak folku, americany), to jestem jak najbardziej za. W Tired Pony zrobił to obsypany laurami za Snow Patrol Gary Lightbody. Zrobił przecudnie, zapraszając paru kumpli do celebrowania muzyki lekkiej, podnoszącej na duchu, pełnej nadziei, mocno akustycznej. Kumple to nie byle jacy. Gary'ego wspierają bowiem Richard Colburn (Belle & Sebastian), Iain Archer (tekściarz Snow Patrol), producent i muzyk Jacknife Lee, Peter Buck (R.E.M.), Scott McCaughey (The Young Fresh Fellows, R.E.M.) i Troy Stewart (Snow Patrol). Jakby komuś było mało, wśród gości są aktorka i zdolna piosenkarka Zooey Deschanel, Matt Ward (M.Ward), Tom Smith z Editors oraz grupa bliżej niezidentyfikowanych dzieciaków (w ślicznym "I Am A Landslide").

Jak już się tych piosenek raz posmakuje, będzie się do nich z ochotą wracać. Country i folk jest słyszalny w każdej kompozycji, lecz są tu także bluesowe zagrywki mogące kojarzyć się z Tomem Pettym oraz delikatne rockowe uderzenia jakby z twórczości Bruce'a Springsteena ("Dead American Writers") oraz ździebko psychodelii ("Pieces"). Najsilniej rozprzestrzenia się zapach country, folku w polewie indirerockowej. Jakby Lightbody chciał w nowoczesnym stylu oddać hołd Woody'emu Guthrie, Pete'owi Seegerowi i im podobnym. Jedyny mocny, dudniący, rockowy fragment jest w świetnym "Get On The Road", śpiewanym tęsknymi głosami przez panią i pana. Pan to Gary, a pani, jak sądzę, Zooey Deschanel, choć z egzemplarza promocyjnego nie da się tego wywnioskować na 100 procent. Smutnawo robi się na kilka minut w "The Good Book" z Tomem Smithem na wokalu, ale potem jest już radośniej.

Bije z płyty zrozumienie między muzykami, nadawanie na tych samych falach. Instrumentów wykorzystano sporo, lecz aranżacje są oszczędne. Postawiono na klimat oraz przekaz prosto z serca. Muzycy nie kalkulowali wiele. Weszli do studia w Portland i zarejestrowali piosenki w ciągu tygodnia. Wyrzucili z siebie wszystko, co najlepsze, a Jacknife Lee odpowiednio oprawił to brzmieniowo. Wyszły pyszności. Komercyjnie Tired Pony ma szanse niewielkie. Może w USA zainteresowanie supergrupą będzie większe z racji popularności country. Ale mimo wszystko miejmy nadzieję, że Gary będzie chciał ponownie nagrać coś w tej konfiguracji, że jeszcze nie wszystko powiedział w obszarze country i folku. Jego skok w ten bok jest więcej niż intrygujący.

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

TAGI: tired pony