Recenzja

06-08-2010-10:22:24

Tom Waits - "Glitter And Doom Live"

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

Kilka razy zdarzyło mi się słuchać koncertu i w miarę upływu czasu modlić się, by się nie kończył. To marzenie miałem też, obcując z najnowszym arcydziełem Toma Waitsa.

Waits to sceniczny czarodziej, genialny wodzirej, porywający publiczność. Staje przed nią w pomiętej marynarce i meloniku i rozpoczyna magiczny spektakl pełen smutnych, rubasznych, miłosnych opowieści z krainy spelunek przesiąkniętych dymem, z klientelą różnorakiego autoramentu, snutych zdartym, bulgoczącym, pełnym emocji barytonem i trafiających prosto w serce.

Tych kilkanaście historyjek wzięto z europejsko-amerykańskiej trasy Toma z 2008 roku. Nie widziałem żadnego z koncertów, czego po przesłuchaniu ogromnie żałuję. Wyobraźnia podpowiada, jak wyjątkowy był każdy z nich. Atmosfera jak z knajpianej imprezy, na której wszyscy doskonale się bawią. Czasami ekstatycznie reagują, smakując podawanych ze swadą, czasem z głębokim smutkiem, historyjek barda Waitsa do muzyki, w której pobrzmiewa powolny, brudny blues, country, łagodna ballada przy wtórze fortepianu, chwilami nawet rytmiczny, energetyczny rock. Są kilkuminutowe ponure "minisymfonie", ale nie brak radośniejszych chwil, w których sala wybucha śmiechem, klaszcze w trakcie piosenki. Waits wciąga nas do świata, o którym opowiada, na przeszło godzinę. W tym świecie na pewno nie będzie nudno. Będziemy chłonąć każde słowo, każdą nutę. Tom mało mówi, wyjąwszy zabawną opowieść o jego pierwszej wizycie na eBayu. Zwykle jedna piosenka szybko przechodzi w drugą i bezzwłocznie musimy poddać się kolejnej historii. Musimy, bo obok Waitsa obojętnie przejść nie sposób. Na tym między innymi polega jego geniusz.

Składnikami wyjątkowości Toma są też nieprzeciętna inteligencja i poczucie humoru. O tym przekonamy się na dysku drugim, "Tom Tales". Przez ponad 35 minut artysta opowiada zabawne historyjki, zadaje zagadki, droczy się z publiką, przy subtelnym podkładzie fortepianu. Postrzegający Waitsa jako dziwaka stroniącego od kontaktu z ludźmi, przeżyją szok. Jawi się on bowiem jako utalentowany tzw. stand up comedian. Z łatwością i naturalnością doprowadza ludzi do śmiechu (np. przez przykłady absurdów prawnych w Oklahomie), bezproblemowo nakłania do zabawy. Słowne igraszki kończy urokliwa ballada "Picture In A Frame".

Waits z wiekiem tylko zyskuje. Jego sztuka jest jeszcze bardziej przekonująca, każdy jej element naznaczony wyjątkowością. Wyjątkowość nie przełoży się na znaczny przyrost na koncie, ale Tomowi nie o to chodzi. On z nikim nie będzie ścigał się na listach. Niektórzy dzięki wycyzelowanym produktom zarobią więcej, będą popularniejsi, lecz o niejednym z nich świat zapomni równie szybko, jak usłyszał. Piosenki Waitsa mają to do siebie, że ich "termin przydatności do spożycia" nie minie nigdy.

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

TAGI: tom waits