Recenzja

07-08-2010-11:42:08

Ringo Starr - "Y Not"

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

"Tato! To jest znakomite" - powiedział ponoć Zak Starkey po usłyszeniu płyty sławnego ojca. Wiele się nie pomylił.

Ringo jako solista udowodnił nie raz, że potrafi pisać dobre rockowo-popowe piosenki, których przyjemnie, lekko się słucha. Jednak od dawna nie udało mu się to tak przekonująco, jak na "Y Not". Płycie w pewnym sensie przełomowej dla Anglika, bo pierwszej w długiej karierze, którą sam produkował.

W głosie i piosenkach słychać, że ten dobiegający 70 facet jest szczęśliwy, cieszy się z życia. Jego optymizm udziela się w trakcie słuchania. Bywa smutnawo i sentymentalnie, gdy Starr wspomina dzieciństwo w Liverpoolu ("The Other Side Of Liverpool"), podkreśla siłę przyjaźni (singlowy "Walk With You" z gościnnym udziałem Paula McCartneya) czy marzy o pokoju na świecie ("Peace Dream" z sir Paulem na basie), ale dominują radość i dobra zabawa.

Muzyka nie zaskakuje, ale trudno wymagać, by artysta na tym etapie dokonywał rewolucji. Jest solidny, chwilami drapieżny rock, choćby w zamykającym całość "Who's Your Daddy", z początkiem kojarzącym się z beatlesowskim "Revolution". W piosence gości Joss Stone, która nieźle daje radę w stylistyce innej od tej, do której nas przyzwyczaiła. W innych numerach trąci delikatnie country, pobrzmiewa latynosko-reggae'owa rozrywkowa nuta, jak w kawałku tytułowym, który może sprawdzić się w karnawale czy w "Time" z ładną solową partią skrzypiec. Jest odrobina nastrojowego folku (wspomniany "Walk With You"), a także podróż Starra do czasów, gdy z pozostałymi Beatlesami fascynował się Maharishim (numer tytułowy z fragmentem na sitarze i ładnie śpiewającą orientalne wokalizy panią), jak również znakomity, rasowy blues ("Can't Do It Wrong") z gitarą slide oraz zgrabnymi solówkami na saksofonie i fortepianie.

Średnio wypada nagrana ponownie strona B singla z 1992 roku, "Everyone Wins", i "Mystery Of The Night" z niepotrzebnie buczącym w tle klawiszem i nadmierną słodyczą, co może być "zasługą" Richarda Marksa (tak, tego od słodziutkiej pościelówy "Right Here Waiting"), współautora utworu. To słabsze, ale nie słabe punkty płyty, na której nie ma genialnego błysku, nie ma piosenek, które przejdą do historii, jednakże jest dużo dobrej, szczerej, klasowej muzyki w wykonaniu klasowych muzyków. "Y Not" to bardzo miła niespodzianka. Niewiele ponad 36 minut grania, a tyle radości. Cieszy, że Ringo jest w tak dobrej formie.

Podziel się na facebooku! Tweetnij!