Recenzja

27-08-2010-10:54:43

Avenged Sevenfold - "Nightmare"

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

Wielkim koszmarem jest to, że niestety, tragedie we współczesnym świecie przedawniają się bardzo szybko. Avenged Sevenfold właśnie się o tym boleśnie przekonują.

Wokół płyty wytworzył się wielki szum medialny odkąd śmierć zabrała nagle perkusistę Jamesa "The Reva" Sullivana. Tak to już współcześnie jest, że tragedia pomaga w biznesie, a w promocji to już w ogóle. Ale, że konsument ciągle chce czegoś nowego, nieszczęście Kalifornijczyków przełożyło się na krótkotrwałą radość w postaci pierwszego miejsca na "Billboardzie". Zaraz potem nastąpił lot w dół. Przyznaję, że to szybkie pikowanie mnie nie zaskakuje.

Gdy po raz pierwszy słuchałem Avenged Sevenfold było w nich sporo punka i horror punka. Na płycie "Avenged Sevenfold" pojawiły się ciągotki ku epickości skażonej emo. Koncept album "Nightmare" na pewno jest lepszy i ciekawszy niż poprzednik, dużo lepiej brzmi. Ale nie mogę się oprzeć wrażeniu, że Avenged Sevenfold znalazł gdzieś czyjeś ciuchy, założył je i nie do końca zdał sobie sprawę, iż nie najlepiej na nim leżą.

Z czego składa się strój Avenged Sevenfold? Z historyjki niczym z sagi "Zmierzch", z iście koszmarnych tekstów w stylu: "Tell my baby girl, that I'm all right", przesłodzonych wokali. Muzycy czasem walą prawie z mocą zaprzyjaźnionej z nimi Metalliki, a więcej niż często grają solówki unisono w stylu Iron Maiden. Umieją też galopować z prędkością godną rasowych thrashmetalowców ("Natural Born Killer", obok "God Hates Us" najlepszy na płycie). Nie wiem, czy to wpływ Mike'a Portnoya, który wspomógł kapelę po śmierci kolegi, ale słuchając wiele razy ciśnie się na myśl nazwa Dream Theater. Rozbudowane do przesady kawałki, częste popisy gitarowe oraz zmiany tempa aż za bardzo się z nią kojarzą. Green Day płyty epickie wychodzą znacznie lepiej i raczej tu bym szukał wzorca, nie u Dreamów. U tria nawet w dużej formie czuć szczerą zabawę, a nie silenie się na bycie poetą.

"Nightmare" to dużo wtórności, bardziej działanie na siłę, a nie naturalny rozwój. To taki romantyzm z McDonald'sa. Koncept albumy trzeba umieć tworzyć, a sztuka ta nie jest dana każdemu. Avenged Sevenfold na pewno nie. Parę dobrych piosenek to o wiele za mało na pochwały.

Podziel się na facebooku! Tweetnij!