Recenzja

31-08-2010-17:05:52

Angélique Kidjo - "Oyö"

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

Korzenne afrykańskie brzmienia już dawno wyszły na świat z głębokiego buszu (bez urazy, to fakt), podbijając serca milionów słuchaczy na świecie ceniących sobie niczym nieskrępowaną, pozytywną muzykę. Mocno się do tego przyczyniła również pochodząca z Beninu, a od dłuższego czasu mieszkająca w Paryżu Angélique Kidjo.

Jej kariera w ostatnich latach nabrała rozpędu. Przełożyło się to bezpośrednio na możliwość współpracy z wielkimi gwiazdami światowej muzyki. Kidjo skwapliwie z tego skorzystała, jednak nie na zasadzie łapczywego brania się za wszystko, jak leci. "Oyö" tego doskonale dowodzi. Angélique oszczędnie dobrała współpracowników z głośnymi nazwiskami. John Legend świetnie uzupełnił Afrykankę w "Move On Up" (cover szlagieru Curtisa Mayfielda), Diane Reeves dodała "Baby I Love You" jazzowej magii, a wybitny trębacz Roy Hargrove w "Samba Pa Ti" Carlosa Santany wygrał wspaniale motyw, który jeszcze długo zalegnie w waszych uszach - daję głowę.

Temat gości zamykamy, ale to wcale nie znaczy, że tylko te kawałki są warte uwagi. Bynajmniej, bo Kidjo to klasa sama dla siebie, a z towarzystwem wspaniałych muzyków sesyjnych i kompozytorów z kilku stron świata znów spisała się świetnie. Klasyczne afrykańskie kompozycje wychodzą daleko poza world music, dzięki dodaniu do nich elementów funkowych, soulowych, jazzowych. W niczym nie zabiły one jednak ducha Yoruba, który aż kipi, zarażając nas słońcem, optymizmem.

Premiera "Oyö" zbiegła się w Polsce z rekordowymi mrozami. Jeśli komuś w te dni szczególnie potrzeba właśnie muzycznego ciepła, nie mógł trafić lepiej. Spacer z Kidjo na uszach sprawi, że bardziej się skupimy na święcącym słoneczku niż skwierczącym mrozie i przynajmniej w duszy poczujemy pierwsze zwiastuny wiosny.

Podziel się na facebooku! Tweetnij!