Recenzja

15-09-2010-15:50:21

The XX - "xx"

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

Dawno już tak cicha muzyka nie sprawiła, że o jej twórcach zrobiło się tak głośno.

Zaledwie niewielką przesadą będzie stwierdzenie, że za sprawą debiutu, The XX osiągnęli spektakularny sukces. Płyta zachwyciła dziennikarzy po obydwu stronach Atlantyku. Pod wrażeniem byli zarówno krytycy z niezależnych serwisów, jak i przedstawiciele mainstreamowych mediów. Szary obywatel również nie pozostał niewzruszony, a stacja MTV Rocks umiłowała sobie teledysk do "Islands". Ukoronowaniem było Mercury Prize. I chociaż tak powszechny entuzjazm może wyglądać jak jeden wielki spisek, w tym przypadku chodzi po prostu o wspaniałą muzykę.

O pierwszym albumie The XX najprościej powiedzieć, że jest nietuzinkowy. Jego siła i uroda drzemie w akuratności. Muzyka Anglików jest bowiem prosta, ale nie banalna, ładna, ale nie ckliwa, spokojna, ale nie nudna. Elektronika nie wydaje się chłodna i bezpłciowa, a to, co bardziej organiczne, gitarowe ani nie jest zbyt miękkie, aksamitne, ani brudne, surowe. Zespół doskonale wie, jak składać dźwięki, by stworzyć utwory jedyne w swoim rodzaju. "xx" brzmi wyrafinowanie, dalekie jest jednak od pretensjonalności. Przy pobieżnym przesłuchaniu, można odnieść wrażenie, że artyści stawiają po prostu na łagodność, po nieco dokładniejszym zapoznaniu się z materiałem, z łatwością dostrzeżemy aranżacyjne smaczki i celebrację detalu. W kompozycjach formacji pop w równym stopniu miesza się z alternatywą, a kruchy pierwiastek kobiecy, idealnie skontrastowany jest z męską szorstkością.

"XX" jest niczym kaszmirowy pled. Lekki, piękny, szlachetny. Po prostu taki, z którym nie chcemy się rozstać.

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

TAGI: the xx