Recenzja

14-10-2010-22:59:42

Arson Anthem - "Insecurity Notoriety"

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

Od czasu debiutanckich płyt Dead Kennedys, D.R.I. i S.O.D. żaden krążek z szeroko pojętego hard core'a i punka nie zrobił na mnie takiego wrażenia, jak debiut Arson Anthem.

Pomyśleć, że zespół mógłby nie powstać, gdyby nie... huragan Katrina. Żywioł pozbawił dobytku znanego z Eyehategod wokalistę Mike'a Williamsa, a dachu nad głową udzielił mu stary kumpel z Nowego Orleanu, Phil Anselmo. Przy piwku i jointach panowie zaczęli słuchać starych hardcorowych płyt, a potem pisać pełne ogromnej agresji, krótkie, hiperprędkie kawałki. Niebawem dołączył do nich druh Anselmo z czasów Superjoint Ritual - Hank Williams III, który zasiadł za bębnami, a także basista Collin Yeo.

"Insecurity Notoriety" to coś popieprzonego i niesamowitego jednocześnie. Niby to tylko proste, bezpośrednie, szybkie. Ale dzięki muzycznej erudycji, grający na gitarze Phil urozmaicił walące w gębę w większości trwające nieco ponad minutę numery tak, by się nie nudziły. Warto wsłuchać się w garażowo brzmiące kawałki i wychwycić pokręcone wstawki gitarowe, sabbathowsko-downowe ("Co-Dependent And Busted"), trochę stonerowo-sludge'owe, psychodeliczne ("More Than One War", "If You Heard This You Would Hit Me").

Debiut Arson Anthem to wkurzona, surowa, wściekła mieszanka D.R.I., Circle Jerks, Minor Threat, Discharge, The Exploited, Black Flag, i tym podobnych. Mająca ochotę przyłoić każdemu niedowiarkowi, który spisał hard core'a na straty. "Insecurity Notoriety" to nie hard core z domu starców, tylko starannie, z szacunkiem i szczerze odrestaurowana maszyna do zabijania. Która po akcji splunie z pogardą, powie "Fuck you" i pójdzie dalej przywracać szacunek garażowemu etosowi. Podzielam stwierdzenie z zapowiedzi - fucking brilliant! To było genialnie spędzone 30 minut i 44 sekundy.

Podziel się na facebooku! Tweetnij!