Recenzja

02-01-2011-01:47:10

Brendan Perry - "Ark"

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

Ponad 10 lat kazał nam Brendan Perry czekać na nową płytę. Długo to bardzo, ale opłacał się każdy rok.

Nie dziwi, że album powstawał tak długo. Dla Perry'ego czas zdaje się nie istnieć. Zmieniające się mody, nowe style, przemijające trendy zupełnie go nie obchodzą. Artysta funkcjonuje w swojej własnej muzycznej czasoprzestrzeni, gdzie w idealnej symbiozie istnieje przestrzenna elektronika i organiczne brzmienia. Muzyk w mistrzowski sposób łączy dźwięki o skrajnych temperaturach, spajając wszystko swym niezmiennie cudownym, czystym głosem.

Dwa z utworów - "Babylon" i epicki "Crescent" - powstały w czasie krótkiej reaktywacji Dead Can Dance w 2005 roku. Nie powinno więc zaskakiwać, że słychać w nich echa znakomitego "Spritchaser". Dominują mistyczne, egzotyczne motywy, z wyraźną nutką Orientu. Podobne elementy pojawiają się także w innych nagraniach, jak chociażby singlowym "Utopia". Owe subtelne, ciepłe motywy pięknie przenikają się z ambientowymi, nieraz bardzo chłodnymi, iście filmowymi podkładami i lekko dramatycznymi smykami. Oczywiście paleta wokalisty nie ogranicza się tylko do tych barw. Kapitalne wrażenie robi nasycone industrialnym klimatem "The Bogus Man" czy mroczne, pulsujące i wijące się "Inferno".

Prawda jest taka. Bez względu na muzyczne tło, z samym tylko głosem Perry'ego, płyta byłaby dobra. Jego hipnotyzująca i kojąca moc wciąż jest niezawodna. Artysta stworzył jednak bogate, urzekające, mieniące się wieloma kolorami, szybujące kompozycje, dzięki, którym "Ark" to album znacznie więcej niż dobry.

Podziel się na facebooku! Tweetnij!