Recenzja

02-02-2011-23:42:48

Booka Shade - "More!"

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

Miał być album nawiązujący klasą i nowatorstwem do "Movements" z 2006 roku, wyszła przyjemna, dobra, ale nic tak naprawdę nie wnosząca płyta. Co prawda potwierdzająca klasę Waltera Merzigera i Arno Kammermeiera, a jednak zostawiająca pewien niedosyt.

Tak naprawdę tylko dwa numery z "More!" na długo pozostają w głowie. Po pierwsze "Bad Love", w którym słychać echa fascynacji ambitnym, delikatnie ambientowym popem lat 80. Po drugie otwierające album "Havanna Sex Dwarf", zdecydowanie odbiegające klimatem od reszty. Mamy zabawę brzmieniem, mamy trochę ambitnego dance-house'u, dużo energii. Reszta z pewnością spodoba się osobom bezgranicznie ufającym wszystkiemu, co ma logo Get Physical Records, ale dla reszty może być za monotonna, za bardzo rozmydlona, a przy tym zanadto przewidywalna.

Nawiązania do elektronicznej alternatywy ze Skandynawii mogli sobie panowie z Booka Shade odpuścić, bo nie po to nagrywali kiedyś "Body Language", by teraz spoglądać na Röyksopp. Mocne są za to "Teenage Spaceman" oraz "The Door", które przypominają, że Merziger i Kammermeier to panowie umiejący ładnie odtworzyć swoje stare dokonania, dokładając do nich świeży groove, smak.

"More!" rozczarowuje przede wszystkim tym, co powinno być największym atutem wydawnictwa - potencjałem klubowym. Za mało jest na albumie piosenek, które można śmiało określić mianem parkietowego wymiatacza. Dla radia i klubowych chilloutów to zarazem muzyka wciąż za ambitna.

Podziel się na facebooku! Tweetnij!