Recenzja

04-03-2011-18:12:55

Esben And The Witch - "Violet Cries"

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

Eksperci z BBC zaliczyli Esben And The Witch do artystów, którzy mocno namieszają w 2011 roku. Za parę miesięcy okaże się, czy słusznie. Ale po debiut tria z Brighton koniecznie należy sięgnąć już teraz.

Nie sądzę, by Esben And The Witch mogli liczyć na takie zainteresowanie, jak Jessie J, którą też zaliczono do muzycznych nadziei roku 2011. To, co tworzą młodzi angielscy muzycy ma małe szanse trafić do szerokiej publiczności. Trio nie stawia na przeboje, lecz na klimat. Nurza się w aurze, która wyrosła z drzewa genealogicznego, które znamy pod nazwą 4AD.

Wokalistka Rachel Davies trafnie podsumowała muzykę Esben And The Witch, gdy powiedziała, że jest w niej sporo bajkowego piękna, lecz jest ono mroczne i przytłaczające. Z pewnością nie pochodzi z bajek ze szczęśliwym zakończeniem. Jednak smutne historie można przekazać pięknie. I grupa to robi, czerpiąc z Cocteau Twins, Bauhaus, Siouxsie And The Banshees, Swans, Joy Division, dodając alternatywnej elektroniki i paru ziarenek indie rocka.

Debiut wypada okazale. Piosenki są dojrzałe, z wyczuciem zaaranżowane i mocno ilustracyjne. Esben And The Witch świetnie stopniują napięcie. Potrafią spiętrzyć klimat i przez to podgrzać numer niemal do czerwoności, by po chwili stopniowo go ostudzić. Wokalistka demonstruje spory talent interpretacyjny. Umie zaśpiewać krucho, barwą przypominającą hybrydę Elizabeth Fraser i Siouxsie, i nie ma kłopotów z krzykiem.

Nie wyróżniam żadnej piosenki. Wszystkie są na równym, dobrym poziomie. Album wciąga mocno i urzeka mrocznym pięknem. Im więcej się go słucha, tym mocniej piosenki oczarowują. Nie ma w nich gotyckiej pretensjonalności. Jest zimnofalowa tajemnica, hipnotyczność, niepokój, chłód. Jestem więcej niż ciekawy, co zespół zaproponuje dalej. Oprócz wysokiej noty, daję mu również wielki kredyt zaufania.

Podziel się na facebooku! Tweetnij!