Recenzja

23-03-2011-21:23:22

Tres Mts. - "Three Mountains"

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

Trochę to niemodne, w żadnej mierze rewolucyjne, ani chociażby superprzebojowe. Ale przecież nie na tym rock polega. Chodzi o szczerość, dobrą zabawę i energię, a to wszystko znajdziemy na debiucie Tres Mts.

Tres Mts. to kolejny projekt basisty Pearl Jam, Jeffa Amenta. Do współpracy tym razem muzyk zaangażował frontmana Kings X, dUga Pinnicka oraz perkusistę Richarda Stuveruda z The Fastbacks. W dwóch kawałkach gościnnie pojawił się też Mike McCready (w "In The Middle" rozpoznawalny od pierwszej nuty). Razem nagrali bezpretensjonalną, świetnie brzmiącą rockową płytę ze znakomicie wplecionymi elementami R&B.

Zaczyna się od prawdziwej petardy "My Baby" - motoryka w tempie Motörhead, piłująca gitara McCready'ego, zniekształcony wokal. Dalej czeka nas mieszanka ostrzejszych, zadziornych dźwięków i delikatnych, stonowanych balladowych zagrywek. Jest kapitalny funkowy puls w "Oh, Lord", bluesowo skręcające "She's My New Song", "In Every Dream Home A Heartache" i lekko hippisowskie "She's My New Reprise". Mamy również gospelowo-soulowe klimaty ("God Told Me") i pustynny niepokój ("Makes Me Feel"). Bywa soczyście rockowo ("Holes in the Road", "Mystery"), ale i bardzo łagodnie (śliczne "Break"). Wszystko organiczne, wielowarstwowe, z miejscem na aranżacyjne smaczki - wesołe tamburyno, oldschoolowy klawisz, hipnotyzujące grzechotki. Nad całością króluje natomiast mocny i pełen ekspresji wokal dUga.

Chociaż panowie nie wymyślili niczego nowego, nagrali świeżą, różnorodną i strasznie fajną do słuchania płytę. "Three Mountains" nie zmieni historii muzyki, pewnie poza kręgiem fanów Pearl Jam album przejdzie niezauważony, jeśli jednak komuś lubiącemu płynące prosto z serca rockowe granie krążek wpadnie w ręce, na pewno się nie rozczaruje.

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

TAGI: tres mts.