Recenzja

18-04-2011-23:26:21

Antony and the Johnsons - "Swanlights"

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

Antony jak zawsze wprowadza nas w nastrój refleksji, zadumy. Chwilami też bawi, naładowuje radością. Czyni to wszystko - jak zawsze - w sposób urzekająco piękny.

Zapowiadający "Swanglights" tytułowy numer z EP-ki "Thank You For Your Love" mógł budzić pewne zaskoczenie, być może nawet zaniepokojenie wiernych fanów Antony'ego Hegarty. Żywa, z wyraźnie zaznaczoną perkusją, mocno rockowa piosenka z nieśmiało wystawiającymi głowę dęciakami? Nie z tym kojarzymy tego wyjątkowego artystę. Jak się okazuje, bać się nie ma czego. Antony pozostał wierny delikatnym emocjom, poetyckiej melancholii. Wspaniały, wibrujący głos na fortepianowym podkładzie słyszymy w przeważających balladowych numerach, do których artysta dodał smyczki, klawisze, czasem łagodną elektronikę. Hegarty jakby okiełznał skłonność do zbyt egzaltowanej interpretacji, która przeszkadzała mi w odbiorze poprzednich albumów. Na "Swanlights" ani przez moment nie miałem wrażenia, że przesadza. Antony zaskoczył tylko pozytywnie. Swoim głosem rozrzuca melancholijny czar, buduje medytacyjny, orientalny nastrój ("Swanlights"), prowadzi do krainy wesołej baśni ("Salt Silver Oxygen"), zaraża szczęściem ("Thank You For Your Love") i pokazuje, że tradycyjny jazz i blues mają na niego silny wpływ ("Everything Is New", "The Great White Ocean"). Ogromną wrażliwością i niesamowitym wyczuciem dzieli się też z Björk w uroczej piosence "Flétta", z krótkimi przyśpieszeniami fortepianu.

Piękna ta płyta. Delikatna, fragmentami krucha, płaczliwa, romantyczna i bajkowa. Pokazuje Antony'ego jako artystę dojrzałego, w pełni świadomego swoich możliwości i wybitnie z nich korzystającego. Trzeba zamknąć oczy, założyć słuchawki i dać się ponieść tym przepięknym dźwiękom, które nas wyciszą, uspokoją i być może uczynią wrażliwszymi.

Podziel się na facebooku! Tweetnij!