Recenzja

20-04-2011-00:00:55

Down - "Diary of a Mad Band"

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

Down to prosty rockowo-metalowy zespół i takie jest też jego najnowsze wydawnictwo - "Diary of a Mad Band".

Zestaw, na który składają się dwa krążki CD i DVD zarejestrowano w 2006 roku. - Bez wytwórni, bez reklamy, bez nowej płyty, bez supportu, bez niczego, postanowiliśmy sprawdzić się i opierając się głównie na zasadzie poczty pantoflowej wyruszyć w 6-tygodniową trasę po Europie - dowiadujemy się z wstępu do DVD.

W podobnym "partyzanckim" stylu zrealizowany jest cały materiał. Po pierwsze to koncertowa kompilacja, jakie w ostatnich czasach rzadko goszczą na naszych półkach. Chodzi o to, że zespół wybrał najlepsze nagrania z poszczególnych miast i zebrał na dwóch płytach kompaktowych i DVD. Żadnych niespodzianek, wywrotowych wersji, coverów - utwory pochodzą tylko z pierwszej i drugiej "godamn" płyty. Nie ma też fikuśnych dodatków, interaktywnych bajerów, ani nawet książeczki, a całość - w hołdzie koncertowym filmom z lat 70. - została zrealizowana w formacie 4:3. Są za to wywołujące uśmiech na twarzy "pogadanki" wokalisty między piosenkami i ujęcia zza kulis, pokazujące najczęściej sytuacje w garderobach. Innymi słowy - spoceni faceci, czasem na klopie, czasem w negliżu, trochę przekleństw i piwa, Black Sabbath w tle, a wszystko "absolutely badass".

A muzyka? Ta się broni sama. Down to kapitalny zespół, który wiele zyskuje na scenie. Jest energia, ogień, fantastyczny groove, piłujące riffy i potężny głos Phila Anselmo. "Lifer" (dedykowany Dimebagowi), ociężały bluesowy "Learn From This Mistake" czy po prostu genialny "Bury Me in Smoke" mają niesamowitą siłę. Trzeba jednak zaznaczyć, że jakość muzyki odbiega od jej przedstawienia. Nie spodziewajcie się dźwięku-żylety i krystalicznego obrazu. Szczerze mówiąc, wideo nierzadko przypomina amatorskie dokonania fanów.

Szkoda tylko, że zespół nie zdecydował się uwiecznić jednak trasy promującej trzeci, niewątpliwie "godamn" album. Po pierwsze byłaby szansa, iż na wydawnictwie znalazłby się materiał z warszawskiej Stodoły bądź krakowskiego Studia. Po drugie niektóre numery z ostatniego longplaya, jak chociażby "I Scream", fantastycznie wypadają na żywo. Niemniej, "Diary..." stanowi naprawdę udane uzupełnienie kolekcji Down. Dla fanów to miła pamiątka/dowód znakomitej koncertowej formy kapeli.

- To surowa i prawdziwa rzecz, która pokazuje odrodzenie małego "pobocznego projektu" z Nowego Orelanu w Luizjanie, który zdołał przetrwać trwającą blisko 2 dekady próbę czasu - przekonuje frontman. Nic dodać, nic ująć, panie Anselmo.

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

TAGI: down