Recenzja

04-06-2011-17:11:03

Miles Kane - "Colour of the Trap"

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

Miles Kane dał się już poznać jako miłośnik muzyki lat 60. i bogato brzmiących, rockowych piosenek z popowym drygiem. Jego solowe dzieło to taka przybrana siostra The Last Shadow Puppets.

Charakter ma po tatusiach (Alex Turner miał swój udział w powstaniu płyty), tę samą grację, wdzięk, oblicze jednak delikatniejsze, bez walecznego zacięcia. Nie jest tak dumna, za to weselsza, bardziej imprezowa, momentami wręcz frywolna.

"Colour of the Trap" to hołd złożony spaghetti westernom, psychodelii lat 60., i słonecznym, utworom, do których idealną ilustracją byłaby Brigitte Bardot na plaży. Mamy beatlesowsko-oasisowe harmonie ("My Fantasy" z udziałem Noela Gallaghera, "Colour of the Trap"), wyprawę na pustynię w towarzystwie seksownej kobiety ("Happenstance"), po zmroku (fantastyczne "Telephaty"), bądź na rumakach ("Kingcrawler"). Znajdziemy tu także mocne, rockowe, a zarazem bardzo przebojowe kawałki ("Come Closer", "Quicksand") i śliczne, wpadające w ucho piosenki w stylu dawnych The Charlatans ("Rearrange"), a nawet nieco gniewnych, garażowych klimatów (genialne, potężne "Inhaler", "Better Left Invisible").

Niewątpliwym walorem albumu są aranżacje. Pełne dźwięczącego tamburyna, szybujących,
urokliwych skrzypiec, chórków, dopełniających silne, gęste gitary. Nie ma jednak mowy o przesadzie.

I wszystko jest wspaniałe i kolorowe, z jednym "ale". Solowe dzieło Anglika jest nierówne, Obok z miejsca chwytających za serce i porywających utworów, mamy dość miałkie, czasem przynudzające numery. Całość wypada jednak lepiej niż dobrze.

Po znakomitym ostatnim longplayu Arctic Monkeys i bardzo udanym "Colour of the Trap", można tylko zacierać ręce i z wypiekami na twarzy czekać na drugą płytę The Last Shadow Puppets.

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

TAGI: miles kane