Recenzja

11-08-2011-15:07:02

Hooverphonic - "The Night Before"

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

"The Night Before" to ładna płyta. W wielu przypadkach byłby to komplement, ale nie jeśli chodzi o Hooverphonic.

- Po eksperymentalnym poprzednim krążku, zespół wraca do melodyjnych, bogato zaaranżowanych kompozycji z pięknymi, śpiewnymi melodiami - pisał wydawca. I wszystko się zgadza. Syntetyczno-smyczkowe brzmienia przypominają Robbiego Williamsa w czasach jego świetności. Trzeba też przyznać, że Belgowie potrafią pisać ładne piosenki. Jeśli więc ktoś szuka subtelnych, kołyszących, czasem walczykowych, niewymagających utworów będzie na pewno zauroczony. Nie zapominajmy jednak, że Hooverphonic, jeszcze jako Hoover, wciągało w triphopową podróż, uwodząc zmysłowym głosem Liesje Sadonius. Później przyszła bardziej popowa era z eteryczną Geike Arnaert na wokalu i chociażby przepięknym przebojem "Mad About You". Zawsze w muzyce formacji było coś ulotnie szlachetnego, coś hipnotyzującego i na swój sposób wyrafinowanego. Niestety, w porównaniu z tamtymi płytami, "The Night Before" jawi się jako zwykła konfekcja. Może nawet i ładna, ale zwyczajna i boleśnie pozbawiona wyrazu. W głosie Noemie Wolfs brakuje magnetyzmu, który wyróżniał jej poprzedniczki. Melodie, owszem, nie są złe, ale żadna na dłużej w pamięci nie zostaje, a aranżacje nie wykraczają poza bezpieczne ramy popu, może za wyjątkiem "George's Café", gdzie Alex Callier i Raymond Geerts sięgają po instrumenty dęte.

Nowa muzyka belgijskiej grupy jest niewątpliwie ładna (celowo powtarzam to słowo po raz kolejny), a Wolfs słucha się przyjemnie. Gdyby "The Night Before" było albumem jakiejś debiutującej formacji, pewnie znalazłabym więcej zrozumienia i dostrzegła potencjał. Skoro to jednak Hooverphonic, muszę napisać, że spodziewałam się czegoś więcej niż ugrzecznionego, rozmarzonego, gładkiego popu.

Podziel się na facebooku! Tweetnij!