Recenzja

28-10-2011-00:10:06

Paul Simon - "So Beautiful Or So What"

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

Dużo ciepła, mnóstwo mądrości, miłości i niemało inteligentnego, ironicznie krytycznego spojrzenia na świat. To otrzymujemy na nowej płycie Paula Simona.

Legendarny artysta dobiega siedemdziesiątki, ale w jego muzyce nie słychać człowieka, który dźwiga na barkach ciężar doświadczeń życiowych, ze spokojem i w poczuciu spełnienia oczekuje na to, co nieuchronnie czeka na każdego z nas. Przeciwnie, Paul Simon niczym wesoły młodzian afirmuje miłość, życie, szczęście, na co zwraca parokrotnie uwagę Elvis Costello, który popełnił notkę w książeczce do albumu. Paul cieszy się, używając chyba wszystkich muzycznych barw, które poznaliśmy w trakcie jego kariery i robi to ze swobodą, maestrią i wielkim wyczuciem, co powoduje, że krążka słucha się z przyjemną lekkością.

Simon sięga po bliskie sobie dźwięki bluesowe, folkowe i country, które blisko pół wieku temu wyniosły go na szczyty. Nie stroni od klasycznego rockandrollowego grania, jak również pulsacji afrykańskich, które jak mało kto potrafił udanie wpleść do muzyki popularnej. Dodajmy jeszcze do tego wyraźnie zaznaczone elementy gospel (są nawet użyte fragmenty oryginalnych kazań), jak również subtelne wtręty genetycznie pochodzące z muzyki klasycznej. Niczym malarski mistrz impresjonizmu Simon wplótł w piosenki mnóstwo drobniutkich, ulotnych niemalże ozdobników, z urokiem dopełniających palety barw w piosenkach. Najwspanialsze jest jednak to, że "So Beautiful Or So What" to jeden wielki manifest radości z życia, lejący się szerokim strumieniem z głośników optymizm. Zagrany i zaśpiewany przez Paula, także z małą pomocą małżonki, Edie Brickell, i znakomicie wyprodukowany przez niego wraz z Philem Ramone (m.in. Bob Dylan).

Paul Simon to nie tylko wybitny instrumentalista i wokalista, autor niezapomnianych przebojów, artysta umiejący zbudować klimat, który wchłania słuchacza bez reszty. To także fenomenalnie zdolny autor tekstów, który inteligentnie potrafi wypunktować to, co uważa za niewłaściwe, wyśmiać coś z klasą oraz pięknie spuentować rzeczy dla niego ważne. Wystarczy posłuchać choćby żywiołowo pulsującego "Love Is Eternal Sacred Light", aby się o tym przekonać. A takich piosenek jest tu więcej. Paul mówił przed premierą krążka, że to jego najlepszy materiał od ponad 20 lat, mając zapewne na myśli genialny "The Rhythm Of The Saints" z 1990 roku. Podpisuję się pod jego słowami obiema rękami.

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

TAGI: paul simon