Recenzja

27-12-2011-22:09:19

Limp Bizkit - "Gold Cobra"

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

Jestem wielką fanką reaktywacji, głównie jednak tych koncertowych. Z płytami nagrywanymi po wielkich powrotach bywa często dość słabo. Na szczęście, nie dotyczy to Limp Bizkit.

Z całym moim sentymentem do zespołu, zauroczona ich koncertową formą i tak niespecjalnie wierzyłam, że "Gold Cobra" będzie czymś bardziej niż znośnym. A i panowie nie pomagali. Długo przed premierą opublikowali dwa nie do końca porywające numery (mocne, ale i tendencyjne "Why Try" oraz "Walking Away" z ładnym wstępem a la Tool). Później okazało się, że singlowy "Shotgun", jak zauważył redakcyjny kolega, strzela kapiszonami. Dopiero kiedy zobaczyłam klip do nagrania tytułowego, wiedziałam, że będzie dobrze. Fred jak zwykle podskakujący w czerwonej czapeczce, Wes w odpowiedniej charakteryzacji i "cheerleaderowe" panienki potrząsające radośnie tym i owym. Słowem - po staremu. W odróżnieniu od innych numetalowych gigantów - Korna, Deftones - ci nie szukają nowej drogi, nie próbują nawet za bardzo odświeżyć formuły, może poza skądinąd niezłym, chyba najbardziej "popowym" w ich dorobku, wymownie zatytułowanym kawałkiem "Autotunage". Koniec końców "Gold Cobra" brzmi po prostu jak płyta Limp Bizkit. Jak dobra płyta Limp Bizkit. Borland piłuje jak trzeba (w "Bring It Back" i "Duche Bag" lecą wióry, aż miło), Durst z zapałem najgroźniejszego nastolatka w klasie wyrzuca z siebie shity, fucki i innych motherfuckerów, a DJ Lethal pięknie, oldschoolowo scratchuje. Bas Riversa nadal burczy tłusto, a Otto niezmiennie potrafi przyłożyć w gary. Jest soczyście, agresywnie i z piorunującą dawką energii. Brzmienie jest bardzo gęste, wręcz toporne, oparte głównie o zgrzytliwe, metalowe riffy. Owszem, zdarzało im się w przeszłości bardziej skopać nasze tyłki, ale taki refren w "Get A Life" zostawia mnóstwo guzów i siniaków (ależ to musi mieć koncertową moc!).

Może i nu metal jest passé, a Limp Bizkit jeszcze bardziej. Pomijając jednak kilka łagodniejszych momentów, kilka mniej udanych piosenek, to album z kategorii "nie bierzemy jeńców".

Podziel się na facebooku! Tweetnij!