Recenzja

29-01-2012-18:05:02

Gotye - "Making Mirrors"

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

Wiral o Gotye na podstawie filmu "Upadek" zrobił wśród polskich internautów furorę. Spolaryzowali się oni na opluwających twórczość Australijczyka belgijskiego pochodzenia i na żarliwych jej obrońców. Skłaniałbym się ku drugiemu obozowi.

Zamieszanie wokół "Making Mirrors" zrobiło się takie, jakby Gotye stworzył materiał na miarę "Thrillera". Tak nie jest. Ale wykazał się znakomitym wyczuciem smaku i talentem kompilacyjnym. Jego trzeci krążek jest jak ściąga z historii muzyki pop i pop-rockowej. Z bardziej wysmakowanej, eleganckiej przegródki, nie prostackiego umpa, umpa. Nie wiem, o co biega krytykom Gotye, ale facet czerpał z dobrych źródeł. Mozaika stylistyczna jest ciekawa. Są w niej popowy Peter Gabriel, Sting, trochę Phila Collinsa, George'a Michaela, organicznie brzmiącego soulu i disco, które w rozmaitych odcieniach w minionych latach udanie prezentowali chociażby Gnarls Barkley. Także takie quasi-rockowe dudnienie, wskazujące na to, że artyście nie obce są dokonania Jacka White'a.

Trudno dociec, czemu akurat "Somebody That I Used To Know" stał się megahitem w Polsce. Może to efekt "stingopodobnego" refrenu? Może świetnie uzupełniającej wokal Gotye świetnej nowozelandzkiej piosenkarki Kimbry? Może początek kawałka, który nad Wisłą przywoła skojarzenia z debiutem Czesława Mozila? Nie wiem. Większe wrażenie robi dynamiczny, poprockowy "Eyes Wide Open", będący gdzieś pomiędzy Fleetwood Mac, a "Running Up That Hill" Kate Bush. Albo subtelny i z lekko tajemniczy "Smoke And Mirrors" czy wyraźnie inspirowany artystami z Motown "I Feel Better".

Krążek jest równy. To nie materiał typu "jeden hit, 10 wypełniaczy". Gotye nadał mu ciepłe, naturalne brzmienie, mocno oldschoolowe. Aranżerem muzyk jest naprawdę zdolnym. "Making Mirrors" jest jak pawi ogon. Ma wiele kolorów i odcieni. Gotye może z powodu albumu puszyć się z dumy.

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

TAGI: gotye