Recenzja

18-03-2012-20:28:11

Meshuggah - "Koloss"

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

Twórczość Meshuggah przypomina trochę filozofię działania firmy Apple. Szwedzi też mają skonkretyzowaną wizję. Konsekwentnie ją realizują, niespecjalnie przejmując się innymi. Różnica jest taka, że nie tworzą produktu dla masowego odbiorcy. I dobrze na tym wychodzą.

"Koloss" to jakby młodszy brat krążka "obZen". Nie ma wątpliwości, że wyszedł z tego samego łona, ma sporo podobieństw do starszego brata, ale delikatnie się od niego różni. Brzmienie jest nieco niższe, uderzające swą potęgą niczym tytułowy kolos. Tomas Haake uzyskał tym razem bardziej organiczne, surowe brzmienie swoich bębnów. Fredrik Thordendal i Marten Hagström młócą swoje doskonale znane fanom Meshuggah niskie, transowe riffy, podbijane mocno przez brzęczący bas i gęste bębny. A bębniarz jak zwykle ubrał słowa kompozycji w mitologiczno-futurystyczną psychodramę, która ma kolor kulminacyjnych punktów niezłego horroru albo pokręconych i niepokojących opowieści Philipa K. Dicka.

Meshuggah na wcześniejszych produkcjach wplatali w utwory elementy muzyki ilustracyjnej, ambientu i nie zapomnieli o nich również na "Koloss". Przypominali słuchaczom również, że przed laty wyszli od bezpośredniego, szybkiego death metalu (tu robią to w "The Hurt That Finds You First"). Struktura albumu jest mniej więcej taka, że przez większą część bombardują nas mocarne gitary, budujące klimat oczekiwania w napięciu na coś niekoniecznie miłego. Ale jest do wytropienia i podskórne życie pod metalową masywnością. Gitara kolorująca klimat dłuższymi, pojedynczymi dźwiękami, a nawet uspokajające zagrywki (koda w cudownym "Behind The Sun"), odrywająca od głównego nurtu jazzową solówką. Zwieńczenie "Koloss", przestrzenny "The Last Vigil", jest jak niedomknięcie opowieści, wywołujące wrażenie, że po niej na pewno nadejdzie część kolejna.

Wyżej było, że różnica między Meshuggah a Apple kryje się w - że tak marketingowo pojadę - wielkości grupy docelowej. Punkt wspólny zaś jest taki, że jak już zacznie się "korzystać" ze sztuki Meshuggah, niecierpliwie czeka się na kolejną część, mając wewnętrzne przekonanie, iż dostanie się coś wyjątkowego. "Koloss" to udany upgrade dyskografii Szwedów. Ocierający się o geniusz. Gdyby Steve Jobs słuchał Meshuggah, byłby zachwycony płytą.

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

TAGI: meshuggah