Recenzja

24-04-2012-19:41:18

Ryan Adams - "Ashes & Fire"

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

Wszechstronny amerykański artysta sprezentował nam dźwiękowy podkład pod szarawy, jesienny klimat. Szaruga na szczęście nie trwa u Ryana Adamsa cały czas.

Melancholia, refleksje i tęsknota przeważają w piosenkach Ryana. Takie uczucia najczęściej przeżywamy w samotności. I "Ashes & Fire" jest dziełem intymnym, jakby było przygotowane specjalnie do odbioru w samotności i skupieniu. Muzykę z krążka Ryana odebrałem tak, jakby została napisana specjalnie dla mnie. Amerykanin ma dar tworzenia atmosfery zażyłości ze słuchaczem, umie do niego przeniknąć i zainteresować sobą.

Ryan obraca się w świecie dźwięków doskonale jemu i nam znanym. Nietrudno w uniwersum tym zauważyć country, blues, folkową balladę. Jest troszkę oldschoolowego, organicznie brzmiącego rocka. Adams nie przesadza z bogactwem aranżacji i - co podkreślić trzeba - nie epatuje melancholią, smutkiem, unika też pretensjonalnej "ogniskowości". Jest jak poeta (którym zresztą też jest) akompaniujący sobie podczas autorskiego wieczoru, na którym sala w skupieniu i chłonie słowa i dźwięki. Bynajmniej nie tylko refleksyjne i smutne. Ryan mocnym, czystym głosem posiada także zdolność malowania pejzaży (w końcu oprócz muzykowania zajmuje się też malarstwem), na których dostrzeżemy też jasne kolory życia (np. Chains Of Love", kawałek tytułowy).

Jest w sztuce Adamsa słyszalna tradycja amerykańskiego bluesa, spuścizna country, folku, Boba Dylana, Neila Younga, w przekazywaniu której pomagają mu choćby Norah Jones czy wokalnie uzdolniona aktorka, a prywatnie małżonka, Mandy Moore. Ryan choć dość jednostajnie kołysze, wprowadza w zadumę nad życiem, jego przemijaniem, nie nudzi, choć temat przecież jest mocno ograny w muzyce. Wywołuje głównie zainteresowanie, co jest sztuką niemałą i godną uznania. Którą docenią jako pierwsi osobnicy o naturze refleksyjnej, a obok nich lubiący naprawdę zgrabne piosenki. Na "Ashes & Fire" mamy ich sporo.

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

TAGI: ryan adams