Recenzja

24-05-2012-16:15:06

Dorota Miśkiewicz - "Ale"

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

Dorota Miśkiewicz bez zbędnego szumu, hałasu, bez rozbudowanej machiny promocyjnej, konsekwentnie robi swoje. Jej kolejny album przywraca wiarę w prostą, melodyjną muzykę bez zbędnych ozdobników i ślepego podążania za trendami, które dominują w Stanach czy na Wyspach.

Gdybym miał znaleźć przymiotniki, które najlepiej oddają brzmienie i klimat albumu "Ale", byłyby one takie - elegancki, zmysłowy, wysmakowany. Do tego koniecznie należy podkreślić, że pani Dorocie z pomocą m.in. Michała Rusinka, Wojciecha Waglewskiego oraz Wojciecha Młynarskiego, udało się napisać teksty bardzo zwyczajne, życiowe, nieprzekombinowane i takie, z którymi możemy się utożsamiać. Nie brakuje w nich wyrafinowanych metafor, ciekawych wątków, więc słuchacz o bardziej wysublimowanym guście na pewno nie będzie zawiedziony. Bo to trochę taki pop-jazz w starym stylu, nawiązujący do tego, jak się nagrywało muzykę w czasach największej popularności Ewy Bem (obecnej tutaj w pięknej kompozycji "Ale (może robisz błąd?)"), w czasach, gdy festiwal w Opolu nie był targowiskiem przeciętności oraz taniego lansu, tylko popisem piosenki z jednej strony masowej, ale z drugiej ambitnej. I chociaż część tematów nie jest wcale lekka, łatwa ani przyjemna, to nie sposób po wysłuchaniu płyty wpaść w dołek. Może trochę melancholii, może refleksji, natomiast to stany, które w życiu każdego z nas są w sumie wskazane. Słowo jeszcze o muzyce. W sumie to kilka słów, chociaż na dobrą sprawę wystarczyłoby jedno - klasa. Jak już wspomniałem dużo wcześniej, kompozycje są i wysmakowane i przebojowe. Mają w sobie ducha starych czasów, ale ich realizacja, aranżacje to rzecz jasna najwyższy światowy poziom. Trochę ducha bossa novy, szczypta soulu, delikatne elektroniczne ucieczki. Niczym u Ive Mendes czy Sade, tylko w rodzimym wydaniu, a to cieszy najmocniej.

Podziel się na facebooku! Tweetnij!