Recenzja

18-12-2011-23:54:36

The Black Keys - "El Camino"

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

Nie wiem, czy przejażdżka samochodem marki Chevrolet model El Camino to przyjemne doświadczenie, ale bliskie spotkanie z nową płytą The Black Keys, której tytuł zainspirował wspomniany pojazd, do takowych z pewnością można zaliczyć.

Połączenie sił przez Dana Auerbacha i Patricka Carneya z Danger Mouse'em, jako współproducentem i współkompozytorem jedenastu piosenek z płyty, dało znakomity efekt. Niby mamy album mocno retro, z którego wyraźnie bije inspiracja starym rock and rollem, ale mający mocne, czyste, współczesne, naturalne brzmienie. Dan i Patrick poruszają się po doskonale znanym sobie terytorium drapieżnego rocka i blues rocka, lecz na siódmym krążku bije z nich też epickość glamrockowców, co nieco punka spod znaku The Clash, a wszystko poprzetykane jest od czasu do czasu oldschoolowymi klawiszami.

Płytę nagrano w Nashville, gdzie od lat urzęduje Jack White. Co prawda sławny kolega po fachu nie maczał palców w "El Camino", ale na albumie The Black Keys często mamy organiczne, energetyczne, potężne dudnienie, jakie nie raz słyszeliśmy u The White Stripes. Nawet spokojne piosenki, jak chociażby "Little Black Submarines", mutują w stronę solidnego przyłożenia, podbitego riffem jak u najlepszych rockowców z lat 60. i 70. Co najważniejsze, numery są dość równe. Może pod koniec The Black Keys nie są w stanie przykuć naszej uwagi tak skutecznie, jak w pierwszej połowie, lecz obecność takich kawałków jak singlowy "Lonely Boy", "Money Maker" albo tanecznie bujająca "Sister" nieliczne minusy niwelują bardzo skutecznie.

"El Camino" to udane podsumowanie 10-lecia zespołu. Niby retro, ale jednak mocno osadzone we współczesności. Zdecydowanie warto się wybrać z The Black Keys w tę niespełna 40-minutową podróż. Bez względu na motoryzacyjne preferencje.

Podziel się na facebooku! Tweetnij!