Recenzja

06-09-2012-21:41:44

Slaughterhouse - "Welcome to: Our House"

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

Wydawało się, że po przejściu do wytwórni Eminema, superczwórka (w skład Slaughterhouse wchodzą Joe Budden, Royce da 5'9", Joell Ortiz i Crooked I) w końcu będzie miała idealne warunki, aby nagrać płytę oddającą w pełni skalę ich możliwości. Naprawdę w to wierzyłem!

Tym bardziej szkoda, że nic z tego nie wyszło. Bo niezły album z kilkoma przebłyskami, to za mało jak na tę formację. Trudno jednak jednoznacznie stwierdzić, co nie wypaliło. Wydaje się, że każdy z raperów jest w co najmniej dobrej formie. Szczególnie Joell Ortiz potwierdza wielki potencjał, kapitalnie odnajdując się w bardziej osobistych kawałkach ("Rescue Me", "Goodbye"). To nie jest typ faceta, który porwie charyzmą jak kiedyś Fat Joe czy Big Punisher, ale ma podobną zdolność do przekuwania wspomnień, ulicznych spostrzeżeń w historie, które dają do myślenia, zostają w głowie. Joe Budden rzecz jasna lepiej sprawdza się w stylistyce, kiedy liczą się pojedyncze metafory, mocne słowa i przechwałki. Świetnie wyszło mu to chociażby w "Throw That", czyli kawałku dedykowanym striptizerkom. Royce da 5'9" wciąż podtrzymuje dobrą dyspozycję, zaś Crooked I niby niczym się nie wyróżnia, ale nie znajdziemy kawałka, w którym odstawałby od kolegów. Jest istotnym uzupełnieniem składu i swoich fanów raczej nie zawiódł. O dziwo, broni się też muzyka, chociaż równie dobrze można by te wszystkie podkłady przełożyć na album Eminema czy 50 Centa i nikt by się nie zdziwił.

Być może właśnie to jest największa wada płyty, że jest ona bardzo dobrze skompilowaną składanką, na której mamy dobrych raperów, ciekawych gości i niezłe bity (wyłączając ten do "My Life" z samplem z Corony), ale nie mamy czegoś, co wyróżniałoby ją na tle innych wydawnictw. Hiphopowi rzeźnicy nie przygotowali pełnokrwistego steku, tylko soczystego hamburgera. A hamburgery mają to do siebie, że może i pomagają wygrać z apetytem, ale na krótką metę.

Podziel się na facebooku! Tweetnij!