Recenzja

20-03-2012-08:12:18

The Shins - "Port Of Morrow"

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

Lepszej daty premiery niż początek wiosny nie można było wyznaczyć dla czwartego krążka Amerykanów. Z "Port Of Morrow" szeroką strugą wypływa kojarzony z tą porą roku optymizm, słońce, radość z życia i lekka beztroska.

The Shins nagrał krążek dodający otuchy, będący promocją pozytywnego, spokojnego, pozbawionego gorączki walki o przetrwanie podejścia do życia, ludzi, świata. U nich wszystko płynie leniwie, na radosną nutę. Mającą sznyt bardzo retrorockowy, retropopowy. Czujemy się jakby teleportowano nas do końcówki lat 60., gdy głoszono robienie miłości, nie wojny, noszono kwiaty we włosach i nie zastanawiano się nad takimi drobiazgami, że świat bez konfliktów i złych ludzi istnieć nie może, bo niejedna gospodarka by się załamała.

Oczywiście moje konfabulacje hipisowskie pokrycia w rzeczywistości do końca nie mają, bo Jason Mercer, mózg The Shins, przynajmniej w tekstach nie patrzy w przeszłość, lecz odzwierciedla w nich miłą dla siebie teraźniejszość. Czyli szczęśliwe i ustabilizowane życie prywatne z właściwą osobą u boku. Co innego muzycznie. Tutaj podszyty beztroską rock lat 60., 70. z okazjonalną nutką psychodelii, rzuca się w uszy momentalnie. Ładne melodie, opatulone w zawsze miłe dla ucha organiczne brzmienie. Wygładzone, bezpieczne, miłe. Nic tu nie zgrzyta, nie rzęzi, nie wystawia naszych uszu na ciężką próbę. Raczej kołysze, pieści i głaszcze delikatny głos Mercera albo solo na trąbce, ładna solówka gitary, czy krótko pojawiające się cymbałki w tytułowym kawałku. Miło aż się wierzyć nie chce.

To może nie jest baśń dla dużych dzieci bujających w obłokach po uraczeniu się jakąś substancją w formie wąchanej lub palonej, ale "Port Of Morrow" z pewnością może stanowić tło do słonecznego wiosennego dnia, w miłym towarzystwie, w pięknych okolicznościach przyrody. Album jest niczym dźwiękowa pocztówka z miejsca, do którego chce się wracać. Choć optymizmu na nim pełno, nie ma się wrażenia przesycenia słodyczą. No i jest hit - "Simple Song", który w pamięć zapada po pierwszym przesłuchaniu. Warto mieć ten krążek w zasięgu ręki, gdy coś nam nie idzie, jesteśmy w stresie. Pomoże się zrelaksować.

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

TAGI: the shins