Recenzja

24-03-2012-08:22:03

Mike Shinoda & Joseph Trapanese - "The Raid: Redemption"

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

Mike Shinoda jest jednym z najciekawszych i najbardziej utalentowanych muzyków swego pokolenia, co udowodnił nieraz przy okazji płyt Linkin Park. Teraz mamy okazję jeszcze lepiej "przyjrzeć" się jego umiejętnościom.

Od razu uspokoję wszystkich fanów Linkin Park - ja też do nich należę. Uwielbiam Linkin Park i uważam, że Shinoda odwala tam znakomitą robotę, rozwijając styl i brzmienie kapeli. Siłą rzeczy jego poczynania czasem przepadają pod wrzaskiem Chestera Benningtona czy w gąszczu chwytliwych melodii. Na soundtracku do indonezyjskiego filmu "The Raid: Redemption" nie ma tego problemu.

Twórcami są Mike i kompozytor Joseph Trapanese, który maczał palce m.in. przy ścieżce dźwiękowej do "Tronu: Dziedzictwo", za którą odpowiadał głównie duet Daft Punk. Co ciekawe, muzyka powstała specjalnie na potrzeby szerokiej (amerykańskiej i europejskiej) dystrybucji dzieła Garetha Evansa, po tym jak film zrobił furorę na festiwalu w Toronto. Rzecz dzieje się w samym sercu slumsów Dżakarty, gdzie w wieżowcu będącym kryjówką dla najniebezpieczniejszych morderców i gangsterów odział SWAT wpada w pułapkę. Dzieło reklamowane jest jako "minuta romansu i sto minut rzeźni". Shinoda i Trapanese nie proponują jednak brutalnej sieczki. Wręcz przeciwnie, ich muzyka często jest stonowana, podskórna, skradająca się, daleka od bezpośrednich ciosów. To rzecz typowo ilustracyjna, instrumentalna, ale i bardzo współczesna. Przede wszystkim jednak szalenie sugestywna. Niektóre tytuły naprowadzają na fragmenty filmu i emocje ("We Have Company", "Trapped", "Dead Already"), ale i nie zerkając na nie, w często króciutkich (około minuty) kompozycjach słychać walkę, desperację i determinację. Poczucie osaczenia i zagrożenia, strach i niepokój, ale i spokój, swoistą ciszę przed burzą. To wszystko wyrażone poprzez muzykę elektroniczną. Chwilami industrialną, momentami przywołującą skojarzenia z podkładami znanymi z utworów Linkin Park ("Drug Lab"), a kiedy indziej bardzo oszczędną, niemal milczącą. Są też dubstepowe zabiegi ("Hole Drop"), ale i typowe filmowo-orkiestrowe fragmenty ("The Arival").

To nie jest wybitny soundtrack, przełomowy, wyjątkowo oryginalny czy zaskakujący. Nie. To jednak muzyka solidnie działająca na wyobraźnię i pokazująca, jak wielką wyobraźnię ma Mike Shinoda. A wisienką na torcie jest ślicznie, jak najbardziej piosenkowe "Razors.Out" z udziałem Chino Moreno.

Podziel się na facebooku! Tweetnij!