Recenzja
Loco Star - "Shelter"
Podziel się na facebooku! Tweetnij!Zawsze podziwiam artystów, którzy, świadomie czy nie, potrafią idealnie trafić ze swoją muzyką w odpowiednią aurę.
Jeszcze z miesiąc wstecz, nowy album Loco Star nie brzmiałoby tak dobrze. Tymczasem zaczęły się przymrozki, dzień coraz krótszy, ale wciąż jest ładnie, kolorowo. I właśnie w takich okolicznościach przyrody pojawia "Shelter". Muzyczny odpowiednik koca, ciepłej herbaty, po które sięgamy wieczorami. Ale i rozgrzewające w ciągu dnia delikatne słońce podkreślające jesienne barwy.
A przekładając to ma muzykę, Loco Star proponuje pełną uroku mieszankę subtelnej elektroniki i popu, analogowych i syntetycznych rozwiązań. Nieco przetworzonych, nawarstwionych, misternie posklejanych dźwięków, przykuwającej uwagę trąbki i ciepłego, niewinnego wokalu Marsji. Jest w tych utworach coś rozelniwiająco-usypiającego, ale wystarczy włączyć płytę na słuchawkach, by cieszyć się koronkową produkcją, bogactwem pomysłów. Drobnymi, niepozornymi elementami, które nadają całości szlachetny posmak (śliczne Stars N' Stripes").
Zapowiadając "Shelter" wydawca mówił o melancholii, nadziei, szczęściu, nieszczęściu oraz magii. I rzeczywiście to właśnie znajdziemy na krążku. To też jeden z największych atutów dzieła - swoista biegunowość. Nie jest to bowiem typowo jesienna, smutna płyta, ale i nie wesoła, zaraźliwie radosna, słoneczna propozycja. Loco Star nad wyraz ładnie i zgrabnie łączy ciepło i zimno.
... a wszystko schronione w pięknym opakowaniu.