Recenzja

27-04-2012-21:35:18

Marilyn Manson - "Born Villain"

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

No i słucham tego Mansona, i słucham i nic. Zupełnie nic.

"Born Villain" to ósme dzieło formacji, która pod wodzą charyzmatycznego lidera zaprezentowała już pełnię swych możliwości, a wielkie sukcesy ma dawno za sobą. Do takiego wniosku przynajmniej można dojść po wysłuchaniu nowego materiału. Płyta nie zaskakuje, nie ma tu żadnej rewolucji, ani też nie jest to nagły powrót do najwyższej formy. Album jest po prostu OK. Ani grzeje, ani ziębi. Nie słucha się tego z zażenowaniem, ale na wypieki na twarzy też nie ma co liczyć. Są gęste gitary i zimna elektronika, czasem jest hałaśliwie, a czasem nie. Wszystko, co w mniejszym lub większym stopniu już było. Jasne, można się bawić w smakowanie niuansów, że na przykład rzeczywiście, jak uprzedzał Manson, słychać inspiracje czy wręcz nawiązania do Joy Division i Bauhaus ("The Flowers of Evil"). To już jednak zabawa dla najwierniejszych i zagorzałych fanów.

Ten longplay ma niezłe momenty, kilka fajnych pomysłów, parę naprawdę udanych piosenek (numer tytułowy), ale brakuje tu hitów, brakuje znakomitych melodii, choćby jednego kawałka, który udowodniłaby, że Manson wciąż potrafi skopać tyłek. Nawet "You're So Vain" z Johnnym Deppem jest ze wszech miar przeciętne i stanowi po prostu ciekawostkę, która nie ma prawa równać się z wcześniejszymi coverami w wykonaniu kapeli.

Niby sesja z "Born Villain" nie jest bolesna, zapoznać się nie zaszkodzi, ale raczej nie jest to zestaw, do którego po latach będziemy wracać.

Podziel się na facebooku! Tweetnij!