Recenzja

30-05-2011-15:45:03

J.D. Overdrive - "Sex, Whiskey & Southern Blood"

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

Powstali w krainie hasioków, familoków i górniczych hałd, a grają jak rockandrollowcy z Luizjany, paląc od czasu do czasu skręta w Newadzie lub Teksasie, po głębszym łyku "łyskacza". Serce rośnie, gdy słucha się debiutu kwartetu ze Śląska.

J.D. Overdrive przez kilka lat zdobywali ostrogi, grając między innymi przed Black Label Society i Down. Dobra to szkoła. Mistrzowska. Słychać nabyte doświadczenie. Kompozycje są dojrzałe. Przede wszystkim jednak ci faceci świetnie czują tę muzę. Mięsiste riffy kręcą nieziemsko, a takiego kawałka, jak "Ballbreaker" nie powstydziliby się stonerowi giganci.

Jest moc, jest przytłaczająca, miarowa zwalistość, z rzadka akustyczny spokój. Usłyszymy nawiązania do BLS i Down, jak również do Superjoint Ritual, Kyuss, rzecz jasna Black Sabbath. J.D. Overdrive gra też proste, rockandrollowe fragmenty i z lekka kłania się surowej, bluesującej estetyce. Wolny fragment w "Guilt And Redemption" kojarzy się z "Poor Twisted Me" Metalliki. Przyzwoicie wypada cover klasycznego "Purple Haze" artysty wiadomego.

Fajnie prezentuje się wokal. Wojtek Kałuża porusza się po terenie dość rozległym, jak na stoner/sludge'owego krzykacza. Przebija z jego głosu Phil Anselmo, ale nie brak takich beczących fragmentów a la nieodżałowany Layne Staley zmiksowany z Eddiem Vedderem. Dobrze miesza inspiracje i nie popada w pretensjonalność. Z kolegami udało mu się coś, co w przypadku debiutantów wcale częste nie jest - nie nudzą swoją muzyką, nie przesadzają z nutami. Dobrali ich tyle, by płyta fajnie kręciła, kopała, czasem uspokajała.

Panowie, ale w jednym okłamaliście słuchaczy. Smród whisky jest. Wyczuwalna jest południowa krew. Ale gdzie ten seks?! Tylko urocza dziewczynka z okładki ma go reprezentować? No co wy?! Następnym razem proszę o więcej. W końcu seks to zdrowie!

Podziel się na facebooku! Tweetnij!