Recenzja

17-11-2013-22:48:32

Obscure Sphinx - "Void Mother"

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

Pożyczę sobie teraz slogan reklamowy sprzed lat - opłacało się poczekać. Debiut Obscure Sphinx miotnął mną o podłogę niczym mistrzowski dżudoka. Drugi krążek warszawskiej grupy mną nie miotnął. Rozwalił mnie zupełnie.

"Brawa wielkie nie tylko za warsztat, lecz głównie za niesamowite wyczucie, umiejętność budowania nastroju i spiętrzania go". Jors truli napisał te słowa nieco ponad dwa lata temu o debiutanckiej płycie "Anaesthetic Inhalation Ritual". Teraz brawa mogą być tylko częstsze i głośniejsze. Bo zespół dokonał tego, co bardzo się ceni - pozostał sobą, wciąż nosi te same barwy, a jednocześnie dokonał bardzo umiejętnego liftingu i upgrade'u stylistycznego.

Obscure Sphinx porusza się wciąż w mrocznych, niepokojących, przerażających klimatach. Świetną ilustracją aury muzyki jest kapitalna laleczka na okładce, wykonana specjalnie dla grupy przez absolwentkę ASP z Wrocławia, Klaudię Gaugier. Zespół niezmiennie żongluje tkanymi delikatnie przestrzennymi dźwiękami, które mają dość kojący charakter oraz potężnymi, zwalistymi niskobrzmiącymi uderzeniami. Okazuje subtelność w krótkich fragmentach, w dłuższych kompozycjach atakuje agresywnością niemalże transową. Czasami ozdobi coś samplem, w innym miejscu muśnięciem gitary (arcydziełem jest mający wszystkie cechy stylu formacji, epicki, ponad 15-minutowy "The Presence Of Goddess"). Cały czas pozostając w strefie strachu, niepokoju, przerażenia, tajemnicy. Podobnie jak na debiucie zanurzamy się jakby w jedną opowieść podzieloną na dziewięć rozdziałów. Opowieść, dodajmy, niezwykle wciągającą. Z akcją osadzoną gdzieś w zakamarkach umysłu, w których niewiele dobrego przychodzi nam do głowy. Świetnie wpisują się w nią lekko nawiedzone wokalizy Zosi Fraś, wskazujące na inspirację Diamandą Galas, Jarboe, Lisą Gerrard (np. "Void"). Polecam też lekturę tekstów piosenek. Określiłbym je poezją obolałej duszy.

Mamy tu o kilkanaście minut więcej muzyki Obscure Sphinx niż na debiucie. Muzyki kryjącej w sobie ocean niesamowitych emocji z terytorium post metalu, doom metalu, post rocka, rocka progresywnego. Czyli niby coś, co już znamy. Podane jednak tak wspaniale, tak rewelacyjnie przyprawione, że jedyne, co słuchacz powinien zrobić, to włączyć "Void Mother" i odpłynąć w ten horror psychologiczny. Oddać się we władanie tej laleczki z ćmą na oczach. Dla mnie bez dwóch zdań pierwsza dziesiątka metalowych płyt 2013 roku.

Podziel się na facebooku! Tweetnij!