Recenzja

22-12-2013-13:36:25

Variete - "Piosenki kolonistów"

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

"Wyszła nam dobra płyta" - mówił w zapowiedzi Grzegorz Kaźmierczak. Lider Variete mówił zbyt skromnie. "Piosenki kolonistów" to album fantastyczny.

Należę do pokolenia, które pamięta, że Variete był kiedyś najwspanialszym reprezentantem polskiej zimnej fali. Zachwycający poetyckością tekstów oraz oniryczno-tajemniczą aurą koncertów, z których te jarocińskie zapewne niejeden fan do dziś wspomina.

Od lat mamy do czynienia z Variete budującym swoją dźwiękową kolonię ze składników wziętych z rocka niezależnego, nowoczesnej elektroniki, muzyki ilustracyjnej, a także pierwiastków etnicznych. Podmalowane to jest atmosferą znajdującą się gdzieś na pograniczu senności, rozmarzenia i transu. Niejedną z piosenek można zaczarować radiowych słuchaczy jakiejś audycji z ambitną muzyką (na szczęście są jeszcze takie). Z całą pewnością należy do takowych "Kim", w której Grzegorz dzieli wokale z Magdą Powalisz ze znakomitej bydgoskiej kapeli George Dorn Screams (to ponoć debiut Magdy w śpiewaniu w ojczystym języku). Także ozdobiona trąbką "Tarcza", leniwie i erotycznie snująca się "Paść się", garażowo buczące "Przezroczyste lwy" są zachwycające. Każdy numer opatrzony jest interesującym inteligentnym tekstem, co dowodzi, że Kaźmierczak po przeprowadzce za chlebem do stolicy nie stracił poetyckiej wrażliwości na rzecz uganiania się za karierą i pomnażania majątku. Wprost przeciwnie, dzieli się ciekawymi refleksjami, które wymagają refleksji, zastanowienia się, uruchomienia intelektu.

Grzegorz obwieszczając światu, że "Piosenki kolonistów" są gotowe, napisał także: "Słuchajcie i czerpcie satysfakcję". Czerpałem ze słuchania ogromną. Może to niemodne dziś określenie, ale to mądra płyta, poetycka, która ciekawie coś nam mówi o życiu. Za wiele takich nie powstaje. To kolejny powód, dla którego warto po "Piosenki kolonistów" sięgnąć.

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

TAGI: variete