Recenzja

26-12-2013-15:59:13

Tara Jane O'Neil - "Where Shine New Lights"

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

Podkład do bujania w obłokach. Z tym, że w obłokach ciężkich, ciemnych, lunatycznych, narkotycznych i trochę depresyjnych.

Tara Jane O'Neil przy minimum dźwięków osiągnęła niesamowity efekt emocjonalny. To moje pierwsze spotkanie z amerykańską artystką, która zajmuje się nie tylko pisaniem, produkowaniem i wykonywaniem muzyki, lecz również jest cenioną malarką. Spotkanie jakże miłe, bo zabierające mnie w wędrówkę do krain niczym z "Twin Peaks", w których Laura Palmer oddaje się wyszukanym perwersjom albo snuciem wizji po konsumpcji zniekształcaczy świadomości na pięknym łonie natury. Tudzież celebruje radosne chwile w miłym gronie na tle delikatnych dźwięków. Z tą różnicą, że o ile Tara Jane O'Neil delikatność i łagodność ma zbliżoną do znanej z kultowego serialu Julee Cruise, to genezy tych cech u niej szukać należy nie w popie, lecz u wczesnej Joni Mitchell, w alternatywnym folku, ilustracyjnej elektronice oraz etnicznej transowości.

Płyta "Where Shine New Lights", siódma w dorobku amerykańskiej artystki, może być idealnym soundtrackiem do niezależnej produkcji filmowej, pełnej pięknych ujęć zapierających dech krajobrazów, osadzonej na historii, w której dzieją się zarówno rzeczy dziwne, piękne, jak i przerażające. Przez nieco ponad 37 minut prowadzą nas idące dostojnie, powoli, oparzone subtelnym echem pojedyncze dźwięki gitar, klawiszy, czasem przecinane bębnami, przeszkadzajkami, a jakby z tła i z nieśmiałością od czasu do czasu wyłania się kruchy wokal Tary. W warstwach pod powierzchnią O'Neil też umieściła trochę miłych dźwięków. Których główną cechą jest to, że są lekkie niczym mgiełka, bajkowe, baśniowe, tajemnicze. I czasem przeurocze, jak choćby w "The Lull The Going". Choć zdarza się i tak, że robi się naprawdę posępnie i zaczynamy się trochę bać.

Oprócz frapującej aury, delikatności oraz ciepłego, naturalnego brzmienia, urzeka też to, że Tara Jane O'Neil tak starannie dobiera dźwięki. Tu jest minimum słów i minimum dźwięków. Co należy tłumaczyć tak, że czasami niewiele potrzeba, aby wrażenie było duże. Bardzo duże.

Podziel się na facebooku! Tweetnij!