Recenzja

30-06-2014-23:54:37

Taylor McFerrin - "Early Riser"

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

Mnóstwo dźwięków, mnóstwo pomysłów i całkiem sporo dobrej muzyki.

Taylor McFerrin to syn Bobby'ego McFerrina. Lepszą wskazówką dotyczącą jego długogrającego debiutu jest jednak nie kod genetyczny, a wytwórnia, z którą się związał. Płyta "Early Riser" ukazała się nakładem firmy Brainfeeder, której założycielem jest Flying Lotus. Muzyka McFerrina znakomicie wpisuje się w estetykę i wrażliwość wydawcy.

Krążek wypełniają elektroniczne kompozycje delikatnie chylące się ku eksperymentom. Dźwiękowe konstrukcje okraszone jazzową nonszalancją i przyprawione subtelnym soulem, R&B. Materiał jest zbiorem rozmaitych pomysłów, które Taylor McFerrin kolekcjonował przez lata. Niektóre rzeczywiście brzmią jak improwizacje ("PLS DNT LSTN"), zalążki czegoś większego (niespełna minutowe "4 AM", niewiele dłuższe "Blind Aesthetics"). Większość to jednak przebogate kompozycje o najróżniejszych strukturach i fakturach. Goście, których jest całkiem sporo, wykorzystani są dość instrumentalnie. I nie chodzi tylko o to, że Robert Glasper gra na klawiszach, a Thundercat na basie. Wokalni pomocnicy to głosy, elementy sonicznej układanki.

McFerrin ma znakomite wyczucie. Dokładnie wie, ile dźwięków "wlać" do utworu, by nie przekombinować, by to wciąż była muzyka, melodia, a nie sztuka dla sztuki, zabawa formą. "Early Riser" nie jest więc dziełem ciężkim, ultrawymagjącym. Artysta jednak nie potrafi też na wystarczająco długo przykuć uwagi. Zachwyca wyobraźnią, kunsztem, ale zbyt często jego płyta zmienia się w muzykę tła. To jednak jedyna wada.

Podziel się na facebooku! Tweetnij!