Recenzja

08-09-2014-00:22:05

Banks - "Goddess"

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

Jeślibyśmy chcieli rozłożyć Banks na czynniki pierwsze, okazałoby się, że nie ma tu nic nowego, nadzwyczajnego, a jednak dziewczyna z Los Angeles potrafi połączyć niepozorne elementy w coś absolutnie niezwykłego.

Długo się zastanawiałam cóż wyjątkowego jest w Jillian Banks i, prawdę mówiąc, nie wymyśliłam. Podkład "Brain" mogłaby sobie przywłaszczyć Jassie Ware, "Goddess" ma w sobie coś z The Knife, "Stick" z lekko londyńskim posmakiem przywołuje skojarzenia z AlunaGeorge, a "Someone New" jest klasyczną, delikatną balladą. A jednak. Banks nie jest ani tak gładka jak Ware, ani tak pokręcona jak Karin z The Knife czy rozrywkowa jak Aluna. Do zwykłej dziewczyny z gitarą jest jej również daleko. Banks jest Banks. Sprawdzone patenty i rozwiązania przekuwa w absolutnie swoją muzykę. Szeroko rozpiętą między trip-hopem, zamuloną elektroniką, prostym akustycznym graniem, współczesnym R&B i wysmakowanym popem. Syntetyczne plumkania miesza z organicznym brzmieniem. Lubi czyste, krystaliczne dźwięki, ale i te zmurszałe, "popsute". Oszczędny fortepian czy gitara są dla niej równie ważne co muzyczna kostka Rubika.

Jej utwory często spowite są mrokiem, lekkim niepokojem, acz bez popadania w dołujące klimaty. Przede wszystkim piosenki Banks pełne są emocji. Bardzo kobiecych, szczerych. Amerykanka jednak nawet nie zbliża się do histerii czy egzaltacji. Nie musi krzyczeć, rozpaczać, by chwycić za serce, wzruszyć. Jej wystarczy szept, by wyrazić, co czuje.

Banks ma to coś. Nieuchwytnego, niedającego się opisać prostymi słowami. Coś, co sprawia, że jej płyta wciąga i każe się odkrywać wciąż na nowo. A "Waiting Game" to jedna z najbardziej elektryzujących kompozycji tego roku.

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

TAGI: banks