Recenzja

19-09-2014-20:50:07

Jhené Aiko - "Souled Out"

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

Po serii bardzo udanych miniwydawnictw, darmowych mikstejpów i porywających singli, wydawało się, że Jhené Aiko ma wszelkie dane, by oficjalnym albumem powalczyć o tytuł płyty roku na scenie nowego R&B. No właśnie, wydawało się...

Patrząc na chłodno, spełnione zostały wszystkie warunki, żeby "Souled Out" było longplayem bardzo solidnym, do którego chce się wracać. Aiko zadbała o doskonałych producentów (No I.D., Thundercat, Clams Casino, Fisticuffs czy Dot da Genius), nie przesadziła z liczbą gości ani nagrań. Balans jest zachowany, o przesycie w jakimkolwiek względzie nie ma mowy. Do tej jakże ważnej podstawy należy dodać to, że Jhené doskonale zdaje sobie sprawę ze swoich ograniczeń i nie porywa się na takie wokalizy jak Mary J. Blige, Lauryn Hill, że o Jill Scott już nie wspomnę. Głos gospodyni jak ulał pasuje do klimatu często ciężkiego, zamglonego R&B, jaki kojarzyć możemy z dokonaniami The Weeknda, ale świetnie daje sobie też radę w momentach bliższych hip-hopowi. Gdy dodamy jeszcze porażającą szczerość i otwartość, powinno być wybornie.

Nie mogę jednak oprzeć się wrażeniu, że gdzieś po drodze czegoś zabrakło. Przyrządzając płytę, Jhené Aiko zadbała o mnóstwo składników, ale gdzieś zapomniała o przyprawach. Słuchając tekstów o jej problemach z używkami, dramatach rodzinnych, których doświadczyła, słuchacz powinien czuć smutek, a nie znużenie. Momenty bardziej rozrywkowe, klubowe z kolei nie niosą. To w zamierzeniu miała być płyta będąca jej wizytówką, wisienką na torcie, a ostatecznie zdaje się być bardziej kompilacją tego, co już słyszeliśmy. Być może wynika to z tego, co coraz częściej dominuje na scenie amerykańskiej czarnej muzyki. Artyści wydają tak dużo różnych albumów, EP-ek, maksisingli, że to długo wyczekiwane oficjalne wydawnictwo niczym już nie zaskakuje. Z "Souled Out" dokładnie tak jest.

Podziel się na facebooku! Tweetnij!