Recenzja

08-10-2014-20:19:50

SBTRK - "Wonder Where We Land"

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

Zelektryzowała mnie nowa płyta SBTRK-a? Powaliła na łopatki? Porwała i pozwoliła zatracić się w swych dźwiękach? Oj, nie. Ale jestem pewna, że będzie to jeden z albumów, do którego wyjątkowo chętnie będę wracać.

SBTRK trochę się zmienił, a trochę nie, w stosunku do imiennego debiutu. Niezmiennie lubi współpracować z takimi wokalistami jak Sampha czy Jessie Ware. Wciąż tworzy ciekawą, wielokolorową elektronikę. Nie gardzi przystępnymi melodiami, ale i chętnie sięga po trudniejsze rozwiązania. "Wonder Where We Land" to jednak dzieło znacznie bardziej różnorodne, eklektyczne, mroczne niż pierwszy krążek z 2011 roku. Z braku lepszego słowa i dla podkreślenia kontrastu, druga płyta Aarona Jerome'a jest mniej imprezowa, mniej festiwalowa. Muzycznie zdecydowanie ciekawsza, ambitniejsza, bardziej do słuchania niż zabawy. Sporo tu hip-hopu, zarówno "zastosowanego" wprost, bezpośrednio ("Higher", "Voices in my Head"), jak i bardziej w rozumieniu pewnego podejścia do muzyki - mocnych rytmicznych akcentów, dźwiękowych warstw, pewnej "tłustości" (kapitalne "New Drop. New York").

Te nieco dziwne pytania na wstępie służą podkreśleniu, że nie jest to materiał, który wejdzie jak nóż w masło. Tym utworom trzeba poświęcić nieco czasu. Ogarnąć mnogość klimatów i stylów, od okraszonego migoczącym disco "Everybody Knows", przez oldschoolowe, instrumentalne "Lantern" i miodopłynne, eteryczne za sprawą Ware "Problem Solved", po "rozbiegany", trzeszczący, ciut zamulony "The Light". Ów rozstrzał, rozpiętość sprawiają, że z każdym odsłuchem odkrywamy tę płytę na nowo i chętnie to robimy ponownie.

Mam wrażenie, że "Wonder Where We Land" to dla SBTRKt-a dzieło przejściowe. Krok ku czemuś większemu, odważniejszemu, niezapomnianemu. To duże uproszenie, zapewne nieco krzywdzące, ale krok dalej od Disclosure, a bliżej DJ-a Shadowa.

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

TAGI: sbtrk