Recenzja

25-01-2015-18:13:17

Lupe Fiasco - "Tetsuo & Youth"

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

Mamy dopiero styczeń, ale mogę się założyć, że niektórzy będą typować "Tetsuo & Youth" do rankingu najlepszych hiphopowych płyty 2015 roku.

Kariera, czy raczej artystyczny rozwój Lupe Fiasco ma postać sinusoidalną. Najpierw było obiecująco, później był niedosyt, następnie rozczarowanie, pewna rehabilitacja i w końcu, piątym albumem raper z Chicago pokazuje nam, dlaczego blisko 10 lat temu pokładaliśmy w nim takie nadzieje.

"Tetsuo & Youth" to kapitalny, wciągający hiphopowy album. Lupe na dobre pożegnał się z komercją, stawiając na klimat i subtelności. Tego albumu się nie słucha, z tym albumem się płynie, sunie. Gładko, spokojnie, bez zakłóceń (choć mocniejszych, bardziej surowych numerów nie brakuje).Utwory mają filmowe, bogate, a momentami wręcz eleganckie brzmienie. Amerykanin lubi smyki, miękką, ciepłą elektronikę, lubi oldschoolowe soulowe brzmienia, jazzowe wyrafinowanie i przede wszystkim lubi harmonię. Nagrania są niesłychanie plastyczne, a dźwięki dopasowane. I wcale nie znaczy to, że jest gładko, plastykowo. Wręcz przeciwnie. Choć artysta nie boi się syntetycznych elementów, całość okazuje się organiczna, a wokale, szczególnie ten należący do Nikki Jean, cudownie ogrzewają kompozycje (piękne "Little Death").

Może na tej płycie nie ma przebojów, hiciorów, które zawojują listami przebojów, ale jest tu mnóstwo znakomitych piosenek. Z klimatem, charakterem, niebanalnych, muśniętych melancholią. Szczerych, autentycznych.

"Tetsuo & Youth" brzmi, jak album, który Lipe Fiasco zawsze chciał nagrać, lecz wcześniej nie mógł, nie potrafił. Musiał do tego dojrzeć, musiał spróbować innych rzeczy, ale wiele wskazuje na to, że w końcu znalazł swoją drogę. Oby z niej nie zboczył.

Podziel się na facebooku! Tweetnij!