Recenzja

06-05-2015-23:52:49

Mumford & Sons - "Wilder Mind"

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

Każdy chce być Dave'em Grohlem, nawet Marcus Mumford.

Powyższe stwierdzenie jest oczywiście dużym skrótem myślowym, ale nie ma wielkiej przesady w stwierdzeniu, że Mumford & Sons marzy się kariera rockowej kapeli z prawdziwego zdarzenia.

Anglicy lojalnie uprzedzali, że nie nagrają drugiego "Babel", że trzecia płyta "Wilder Mind" zawierać będzie gitary w stylu U2, syntezatory, kosmiczne melotrony i automaty perkusyjne. Innymi słowy, banjo poszło kąt, a piosenki zyskały stadionowy wymiar.

Nazwisko Grohla padło nieprzypadkowo. Singlowy, rozpędzony "Wolf" spokojnie mógłby znaleźć się w repertuarze Foo Fighters. Wspomniane, metaliczne gitary à la The Edge znajdziemy natomiast w numerze tytułowym, który skrywa również coś z pustynnego klimatu. Ponadto mamy punkty styczne z dokonaniami Toma Petty, Neila Younga, Coldplay, The Killers a w stonowanych zwrotkach nawet Pearl Jam ("Cold Arms"). Są gitary, głośne i ostre ("Believe"), ale i łagodne fortepianowe pasaże ("Snake Eyes"). Brzmienie może nie jest sterylne, ale akustyczne dźwięki tu i ówdzie napotykają te syntetyczne, a przebijające się jeszcze gdzieniegdzie folkowe rozwiązania napotykają na hollywoodzki rozmach.

"Wilder Mind" to z całą pewnością rockowa płyta, ale mieniąca się wieloma odcieniami. Najczęściej bardzo amerykańska, zachwycająca wielką przestrzenią i świetnymi melodiami. Idealna na koncerty i festiwale. Oddanych fanów dotychczasowych dokonań Mumford & Sons ten album może rozczarować, ale lubiących wielkie, bogato brzmiące utwory bardzo ucieszy.

Podziel się na facebooku! Tweetnij!