Recenzja

13-09-2015-23:52:19

Pentagram - "Curious Volume"

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

Kiedy Bobby Liebling i Victor Griffin pracują razem, można ze sporym prawdopodobieństwem spodziewać się dobrej muzyki. Jako, że drogi panów skrzyżowały się niedawno po raz kolejny, dostaliśmy świetny album Pentagram.

Dobra passa Pentagram trwa. Cieszy, że żadne demony nałogów nie przeciągnęły Bobby'ego na swoją stronę. A chyba jest wręcz przeciwnie, bo legendarny wokalista na zdjęciach promocyjnych jest jakby trochę bardziej zaokrąglony i policzki już mu się tak nie zapadają. Mniejsza jednak o aparycję. Ważniejsze jest, że Liebling i Griffin znów się dogadują. Choć Victor nie jest w Pentagram od samego początku, nie ma wątpliwości, że on był tym brakującym ogniwem, muzykiem nadającym muzyce Pentagram magiczny błysk, którego wokalista zawsze szukał. Dziś przypominają małżeństwo z pokaźnym stażem, któremu dzieci wyfrunęły już z domu, zaś każdy z małżonków ma jakieś swoje widzimisie i przeróżne akcje, które drugą połówkę doprowadzają do szału. Jedno z nich bez słowa znika z domu. Kiedy zaś powróci, ogień znów się pali, jest wesoło, pomysły się wylewają, mordki się cieszą…

"Curious Volume" to album, przypominający powrót ongiś wkurzonego małżonka do domu. Powrót na właściwe tory po nieobecności na tyle długiej, że były obawy, czy nie stanie się permanentna. Że tytuł "Last Rites" stanie się więcej niż znaczący. Nic z tego. Możemy, powinniśmy!, cieszyć się ósmą studyjną płytą legendy doomu, z której sączy się wspaniale brzmiąca muzyka. Brzmiąca znacznie cieplej, na dawną modłę, niż, świetna przecież, poprzedniczka. Do tego ze sporym wigorem, cudnie wciskającym w fotel ciężarem riffów mającym w swoim DNA również korzennego bluesa, kapitalnym drive'em paru kompozycji, a nawet radosnym rockandrollem. Po błyskawicznym otwierającym ataku w postaci "Lay Down And Die", "The Tempter Push" otrzymujemy doomową perłę w postaci "Dead Bury Dead". Bynajmniej nie jedyną na płycie. Wybija się oczywiście przebojowy "Misunderstood", dzięki skondensowaniu, dynamice i zapamiętywanemu refrenowi, ale wierzcie mi, że "Curious Volume" to absolutnie nie jest płyta jednego przeboju i niezłych wypełniaczy. Album należy do kategorii wymagających częstego słuchania. Nie, nie dlatego, że im więcej słuchamy, tym więcej ciekawostek odkryjemy, bo tu raczej wszystko mamy podane na tacy. Przede wszystkim dlatego, że jest to doświadczenie niezwykle przyjemne w każdej minucie.

Liebling z Griffinem niczym baron Frankenstein w dwóch osobach, stworzyli niesamowite doommetalowe monstrum, imponujące nie tylko energią, brzmieniem, lecz również znakomitym poziomem całości. Można się tylko cieszyć, że Pentagram po tylu latach i takich zawirowaniach, jakich doznał, odrodził się i wspiął na tak wysoki poziom. Czekam na koncerty. A potem… Może Bobby i Victor się pokłócą i znowu rozejdą na parę lat, by po raz kolejny się pogodzić? Skoro to godzenie daje takie efekty, to nie widzę przeciwwskazań.

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

TAGI: pentagram