Recenzja

29-06-2016-22:15:46

Roxette - "Good Karma"

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

To mogła być naprawdę dobra płyta Roxette, ale nie jest.

Przyznam, że słuchanie albumu "Good Karma" jest co najmniej irytujące. Nie dlatego, że to aż takie złe, wręcz przeciwnie. Na albumie znajdziemy całkiem dużo pozytywów i jeden wielki negatyw, którzy przyćmiewa wszystko - produkcję. Mamy do czynienia z najbardziej tandetnym, sztucznym, bezosobowym brzmieniem, jakie można sobie wyobrazić. Eurodance'owe zapędy, kiczowate syntezatory i efekty rodem z najgorszych poczynań Pet Shop Boys. Chyba chodziło o to, żeby było nowocześnie, żeby za sprawą elektroniki, topornych beatów i pseudodupstepowych połamańców trafić do młodzieży. Nie sadzę, by się udało. Dla młodych to jednak mało szałowe granie, a dawnych fanów te syntetyczne cykania będą drażnić.

Szkoda, wielka szkoda, że duet nie postawił na bardziej klasyczne, pop-rockowe brzmienie, które przecież zapewniło im sukces. "Good Karma" skrywa bowiem naprawdę dobre piosenki, zgrabne melodie i chwytliwe refreny - w końcu mamy do czynienia ze Szwedami, a oni inaczej niż przebojowo nie potrafią. Singlowe "It Just Happens" przypomina "It Must Have Been Love", numer tytułowy mógłby być koncertową, rockowo zabarwioną petardą (a tak chwilami przypomina odrzut Modern Talking), a "You Can't Do This to Me Anymore" wręcz urzeka melancholią. Dodajmy, że Marie Fredriksson nadal ma świetny, przykuwający uwagę głos, ale też nie jest on odpowiednio wyeksponowany.

"Good Karma" to zmarnowany potencjał. Fajne piosenki zmasakrowane paskudną produkcją.

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

TAGI: roxette