Aktualności

18-01-2019-15:03:00

Ennio Morricone – historia powstania muzyki do „dolarowej trylogii”

Ennio Morricone fot. Ennio Morricone/Facebook

Podziel się na facebooku!

Wybitny kompozytor filmowy niemal w tym samym czasie obchodzi jednocześnie 90-te urodziny i 60-tą rocznicę pracy zawodowej. 2019 to rok jeszcze jednej ważnej rocznicy: minie bowiem 55 lat od powstania pierwszego filmu wchodzącego w skład tak zwanej „dolarowej trylogii” westernów Sergio Leone, do których skomponowanie muzyki przyniosło Ennio światową sławę.

Wszystko zaczęło się od zwykłego telefonu. Sergio Leone zadzwonił do Ennio osobiście w 1963 roku, przedstawił się jako reżyser filmowy i wprosił się na spotkanie celem omówienia bliżej niesprecyzowanego projektu. Ennio kojarzył nazwisko Leone, ale dopiero gdy się spotkali, skojarzyli, że są kolegami z podstawówki. Nie mogliśmy w to uwierzyć – wspominał Ennio w swojej własnej książkowej autobiografii*. Znalazłem stare zdjęcie naszej klasy, na którym byliśmy obaj. Niewiarygodne spotkanie po prawie trzydziestu latach.

Okazało się, że owym niesprecyzowanym projektem miało być „Za garść dolarów” (1964) – pierwszy z filmów wchodzących w „dolarową trylogię”, chociaż wówczas jeszcze pod roboczym tytułem „Il magnifico stranier” (tłum. „Wspaniały cudzoziemiec”). Ennio wcale nie uważał się za specjalistę od westernów, chociaż przy dwóch już wcześniej pracował.

Na koniec pierwszego spotkania Morricone i Leone poszli razem do kina i obejrzeli „Straż przyboczną” (1961) Kurosawy. Ennio nie był zachwycony, ale Sergio zainspirowała nietypowa scena, w której szermierz pojedynkuje się z rewolwerowcem. Później w filmie Leone, uzbrojony jedynie w rewolwer Eastwood staje do nierównej walki na śmierć i życie z uzbrojonym w strzelbę przeciwnikiem.

Wtedy nie wiedziałem, jak to wszystko się potoczy, ale samo popołudnie i pierwsze spotkanie z Sergiem było niezwykle sympatyczne. Do dziś miło je wspominam. Od razu doszedłem do wniosku, że to interesująca postać – wspominał niespodziewający się jeszcze wówczas sukcesu Morricone. Miał odważną, nowatorską wizję, ale w tamtych czasie popularność westernu we Włoszech bardzo spadła. Jednak Leone dokonał rewolucji: stworzył niemal zupełnie nowy typ westernu. Dzięki niemu gatunek przeżył drugą młodość, nie tylko we Włoszech ale i na całym świecie.

Leone też nie spodziewał się sukcesu. Podobnie jak wytwórnia filmowa, która pokpiła kwestię dopięcia formalności związanymi z prawami autorskimi. Tymczasem o filmie niespodziewanie zrobiło się głośno. W efekcie zdenerwował się sam Kurosawa i sprawa znalazła się w sądzie.

Problemy wszelkiej maści pojawiały się nie tylko po premierze filmu. Gdy spotyka się dwóch wielkich, kreatywnych wizjonerów pracujących nad jedną rzeczą, musi dojść do tarć i rozbieżności wizji. To był prawdziwy sprawdzian naszej znajomości, która w krótkim czasie objęła cały wachlarz emocji, od wielkiej zażyłości po karczemne awantury – opowiadał Morricone.

Jedna z tych awantur mogła doprowadzić nawet do rezygnacji Ennio z pracy nad filmem. Do ostatniej sceny muzyka nie była jeszcze gotowa, więc roboczo użyto utworu z innego filmu. Reżyser przyzwyczaił się do niego tak bardzo na etapie produkcji, że za żadne skarby nie chciał go zamienić na nową kompozycję. Dopiero groźba Ennio wycofania się z projektu poskutkowała ostudzeniem atmosfery i zgodą na skomponowanie nowego utworu do rzeczonej sceny. Morricone ryzykował wiele, ponieważ nie był wówczas zamożnym człowiekiem i nie mógł sobie pozwolić na angażowanie się w projekty, które nie dadzą mu pewnego zarobku.

Inny spór dotyczył instrumentalisty – trębacza, który miał zagrać utwór ilustrujący wspomnianą scenę. Tutaj po raz kolejny Ennio postawił na swoim, a gotowy utwór okazał się tak dobry, że został wybrany na temat przewodni filmu.

Ennio nie spierał się jednak z Sergio z czystej przekory. Przyjął na przykład jego pomysł na przekazanie dyrygentury komu innemu i pracę wraż z reżyserem w pomieszczeniu kontrolnym. Sugestia pojawiła się na skutek pewnej nieprzyjemnej sytuacji, podczas której niezadowolony z efektów, rozzłoszczony Leone skrytykował z reżyserki muzyków i wydał im polecenie, by zagrać daną partię inaczej. Ennio, zajęty dyrygenturą w sali nagrań, nie mógł zapobiec tej sytuacji, osobiście uspokajając reżysera. W efekcie jeden z głównych muzyków kategorycznie sprzeciwił się zaistniałej sytuacji, stanowczo obwieszczając, że wykonuje polecenia jedynie dyrygenta. Efektem tego przykrego zajścia stała się sugestia, która doprowadziła do zmiany metody prac u Morricone, nie tylko przy filmach Leone. Dyrygentura została przekazana przyjacielowi Ennio i znakomitemu muzykowi Brunowi Nicolai.

Mimo ogólnego uznania i wielu zdobytych nagród, Ennio wcale nie postrzega ścieżki do „Za garść dolarów” za wielkie dzieło. Szczerze mówiąc, pomimo zdobytego uznania do dziś uważam ją za jedną ze swoich najsłabszych partytur filmowych – powiedział. Kiedy rok później zdarzyło mi się obejrzeć z Sergiem w kinie Quirinale po raz kolejny nasz western, wciąż wyświetlany ze względu na wysoką oglądalność, po zakończeniu projekcji wyszliśmy, spojrzeliśmy sobie w oczy i po chwili milczenia obaj wykrzyknęliśmy niemal jednym głosem: „Ale szmira!”. I wybuchnęliśmy śmiechem.

Przy drugim filmie, „Za kilka dolarów więcej” (1965), Ennio skomponował nowy temat, ale zadbał o to, by kojarzył się z poprzednim. Stało się tak za sprawą charakterystycznych, rozpoznawalnych elementów, które widzom i słuchaczom jednoznacznie kojarzyły się z pierwszą częścią: pogwizdywaniem, gitarą elektryczną D’Amaria, a także istotną rolą chóru. Film był znacznie dojrzalszy, a rys psychologiczny postaci głębiej zarysowany. Ennio za pomocą muzyki chciał podkreślić dramatyczne różnice charakterologiczne głównych bohaterów. Przypisał więc zupełnie różne tematy muzyczne każdej z postaci. Praca z Sergiem tym razem układała się jednomyślnie, panowie docierali się i coraz lepiej rozumieli, jak ze sobą efektywnie współpracować. Ten film zapoczątkował pracę nad ścieżką dźwiękową już od momentu powstania scenariusza - jeszcze przed rozpoczęciem zdjęć.

Lepsze zrozumienie i warunki współpracy, a także większa swoboda dana Ennio doprowadziła do bardzo wówczas nowatorskich pomysłów na rolę ścieżki dźwiękowej w filmie. Według niektórych badaczy scena „Resa dei conti” stanowi pierwszy przykład przenikania się poziomów, który uzyskaliśmy razem z Sergiem – wspominał Morricone. Innymi słowy, muzyka wypływa z wnętrza sceny, niczym realny dźwięk otoczenia, i stopniowo się wylewa, przybierając postać zewnętrznego komentarza, „ścieżki dźwiękowej”. Pozwoliło to uzyskać wyjątkowo efektowny suspens. Z tych właśnie względów uważam pracę przy tym filmie za kluczowy krok w rozwoju zawodowym zarówno moim, jak i Sergia Leone.

Trzeci film, „Dobry, zły i brzydki” (1966), stanowił godne zakończenie trylogii pod każdym względem. To, czego nauczyli się Sergio i Ennio przy produkcji dwóch poprzednich części znalazło odzwierciedlenie i rozwinięcie także tutaj. Rola muzyki w definiowaniu postaci jeszcze bardziej nabrała na znaczeniu, do tego stopnia, że nagraną przed rozpoczęciem zdjęć muzykę reżyser odtwarzał w czasie zdjęć na planie, tak aby mogli inspirować się nią aktorzy. (...) dzięki muzyce wszystko stawało się jeszcze bardziej przejrzyste – opisywał nowatorską metodę pracy reżysera Ennio. Sergio mówił mi, że Eastwood bardzo sobie cenił tę technikę.

W filmie znalazły się przede wszystkim dwa tematy, które zyskały największą popularność z całej trylogii. Mowa o motywie głównym i temacie otwierającym finałową sekwencję - „The Ecstasy of Gold”. Ten pierwszy wyróżnia charakterystyczne dźwiękowe otwarcie, przypominające odgłos wyjącego kojota. Ennio osiągnął ten specyficzny efekt nakładając na siebie dwa zachrypnięte męskie głosy, następnie używając wokalnego odpowiednika efektu wah wah i kilka innych sztuczek. Brzmienie było równie istotnym czynnikiem, co sama kompozycja czy wykonanie. Często moja wizja utworu obejmuje bezpośrednio także brzmienie, za którego pomocą chcę poprowadzić muzyczną frazę – podkreślał Morricone. Gdybym nie mógł pracować z osobiście wybranymi muzykami, wiele z moich pomysłów nie ujrzałoby światła dziennego.

Utwory z tych filmów stały się tak ikoniczne i uniwersalne, że do dziś używane są przez kilka spośród największych zespołów rockowych wszech czasów. Oryginalne nagranie „The Ecstasy of Gold” otwiera koncerty grupy Metallica przez niemal całą ich karierę (z kilkuletnią przerwą w latach 90-tych), z kolei zespół Green Day używa głównego tematu z „Dobrego, złego i brzydkiego” jako intra do swoich koncertów. To jedynie przykłady; muzyka Ennio Morricone na przestrzeni lat była używana wielokrotnie w przeróżnych kontekstach popkulturowych.

Tak wielka popularność i ikoniczność „dolarowej trylogii” w naturalny sposób sprawiła, że Ennio Morricone postrzegany jest często jako kompozytor muzyki do westernów. Czy ten fakt nie rzutuje negatywnie na dumę kompozytora mającego na koncie ścieżki dźwiękowe do ponad 500 filmów i spektakli o przeróżnej tematyce? W jego własnych słowach: Do dziś zrobiłem trzydzieści sześć westernów, co stanowi jakieś osiem procent mojego dorobku. Ale wiele osób, w sumie prawie wszyscy, kojarzą mnie głównie z tym gatunkiem... I przede wszystkim ze Stanów Zjednoczonych nie przestają napływać propozycje związane właśnie z westernami. Prawie zawsze odmawiam.

* Wszystkie cytaty pochodzą z książki „Ennio Morricone: moje życie, moja muzyka – autobiografia”. Wydawnictwo WAM, 2018.

źródło: Tymoteusz Kociński / Koncertomania.pl
18-01-2019-15:03:00

Podziel się na facebooku!