Aktualności

14-08-2019-10:00:00

40 lat... Led Zeppelin – „In Through the Out Door”

Fragment okładki omawianej płyty

Podziel się na facebooku!

Nie na taki koniec zasługiwało Led Zeppelin. Ich ostatnie wspólne dzieło, album „In Through the Out Door”, odzwierciedla dysfunkcjonalność muzyków zarówno na płaszczyźnie coraz trudniejszego współistnienia w zespole, jak i tą będącą skutkiem personalnych tragedii. Efekt końcowy jest równie spektakularnie niechwalebny, co okoliczności śmierci perkusisty, Johna Bonhama. 40-sta rocznica wydania albumu to dobra okazja, by przyjrzeć się bliżej tak jego zawartości, jak i trudnemu procesowi powstania.

Przewrotność tej sytuacji polega na tym, że zapoznając się z życiorysami muzyków, trudno mieć do nich pretensje, że „In Through the Out Door” im nie wyszedł. Był to okres, w którym od kilku lat wszystko było w rozsypce – tak w życiu osobistym, jak i w karierze zespołu. Zawartość albumu odzwierciedla tę rozsypkę. Pobrzmiewają w nim tragedie członków zespołu, które dotknęły ich zarówno w trakcie nagrywania, jak i w latach poprzedzających. W 1975 roku wokalista Robert Plant i jego żona przeżyli poważny wypadek samochodowy. W 1977 roku, w następstwie poważnej infekcji układu pokarmowego, zmarł ich młodszy syn, Karac. Tragedia wstrząsnęła życiem Planta na tyle, że potrzebował długiej przerwy od działalności muzycznej. Czułem się wtedy bardzo oddalony od zespołu – wspominał Plant w rozmowie z magazynem „Uncut” w 2005 roku. W ogóle nie czułem się komfortowo w zespole. Sporo nas to wszystko kosztowało, a ja nie byłem pewien, czy nadal warto się poświęcać.

Członkowie zespołu byli bardzo zmęczeni także biznesową stroną kariery muzycznej. Z powodu wysokich podatków w Wielkiej Brytanii zespół zdecydował się na podatkową banicję, co poskutkowało zakaz możliwości grania koncertów w ojczyźnie na ponad dwa lata. Stąd wziął się przewrotny tytuł albumu, nawiązujący do usiłowania powrotu do danego miejsca tylnymi drzwiami.

Zespół zaczął pracować nad nowym materiałem we wrześniu 1978 roku. Po sześciu tygodniach prób muzycy czuli gotowość, by wejść do studia. W należącym do zespołu ABBA studiu Polar w Sztokholmie spędzili trzy tygodnie, między listopadem a grudniem.

Dotychczasowy duet kompozytorski Page/Plant tym razem w dużej mierze zastąpił duet Jones/Plant. Udział gitarzysty Jimmy’ego Page’a i Johna Bonhama zarówno w tworzeniu materiału, jak i w nagraniach był znacznie mniejszy, niż na poprzednich albumach. Borykający się z uzależnieniem od heroiny Page i z alkoholizmem Bohnam pojawiali się w studiu znacznie później od kolegów. Zespół był wtedy mocno podzielony i zdaniem klawiszowca i basisty John Paul Jonesa, on i Plant znacznie lepiej radzili sobie wówczas w trzymaniu się z dala od nadmiernego korzystania z używek. W związku z tym Jones i Plant byli najbardziej zaangażowani w aranżowanie utworów, podczas gdy Page i Bonham przybywali późnym wieczorem i dokładali swoje partie. Jones był też zadowolony z nowego zakupu syntezatora Yamaha GX-1, co zainspirowało go do eksperymentowania i większego zaangażowania w proces twórczy, w którym chętnie towarzyszył mu Plant.

Utwory „Wearing and Tearing”, „Ozone Baby” i „Darlene” powstały w trakcie tych samych sesji, jednak z powodu braku miejsca na albumie, pojawiły się dopiero na kompilacji różnych nieopublikowanych wcześniej utworów Led Zeppelin zatytułowanej „Coda” wydanej w 1982 roku.

Po zakończeniu prac w Sztokholmie, album został zmiksowany w domowym studiu Page’a w Plumpton. Producentem był Jimmy Page, a producentem wykonawczym Peter Grant. „In Through the Out Door”, ósmy i ostatni album studyjny Led Zeppelin z nowym materiałem, ukazał się 15 sierpnia 1979 roku nakładem Swan Song Records. Według pierwotnego planu album miał się ukazać tuż przed dwoma dużymi koncertami na festiwalu w Knebworth, które odbyły się 4 i 11 sierpnia, ale nie udało się z powodu opóźnień procesu produkcyjnego.

Płyta osiągnęła wielki sukces komercyjny, zwłaszcza w Stanach Zjednoczonych, gdzie bez problemu wdrapała się na pierwsze miejsce listy Billboard. Mówi się o nawet 1,7 miliona sprzedanych egzemplarzy zaledwie w ciągu pierwszych dni od premiery. Było to tak wielkie wydarzenie, że spowodowało także, że w okresie od 23 października do 3 listopada wszystkie pozostałe albumy Led Zeppelin pojawiły się na liście Billboard 200. Album okupował pierwsze miejsce w Stanach Zjednoczonych przez 7 tygodni, a do końca września 1979 roku sprzedały się trzy miliony kopii.

Sukces komercyjny nie szedł w parze z równie ciepłym przyjęciem albumu ze strony recenzentów i zagorzałych fanów zespołu. Eksperymenty brzmieniowe i stylistyczne nie każdemu przypadły do gustu, chociaż zespół zdawał się przewidzieć kierunek, w jakim podąża muzyka rockowa, eksponując brzmienie syntezatorów. Led Zeppelin, często stawiani w jednym szeregu z Black Sabbath jako prekursorzy heavy metalu, na tym albumie odeszli tak daleko od ciężkości gitarowych riffów jak tylko się dało, odważnie romansując z estetyką ówczesnego elektronicznego popu i ekscentrycznych eksperymentów brzmieniowych. Był to album, który w momencie premiery nie spotkał się ze zrozumieniem wielu odbiorców, oczekujących od Zeppelinów więcej tego, w czym byli uznawani za dobrych. Po latach wielu krytyków doceniło ten album jako przyszłościowy i inspirujący rzesze młodych muzyków rockowych w czasach, w których rock już nie był utożsamiany wyłącznie z ciężkim, szybkim, „męskim” graniem.

Mroczne i trudne do zrozumienia słowa, pozbawione inspirowanego na klasycznych albumach Zeppelin barwnymi riffami Page’a charakterystycznego frazowania, stworzyły niezbyt zgrany tandem z jasnymi, niemal „wesołymi” melodyjkami wygrywanymi przez Jonesa na jego nowej zabawce. Charles M. Young, recenzent „Rolling Stone” napisał: Chociaż Jones jest świetnym muzykiem, funkcjonuje najlepiej zostając z tyłu za Plantem, a nie stojąc przed nim.

Pierwotne wydanie umieszczono w nietypowym opakowaniu. Cały album umieszczono w dodatkowej kopercie, która wyglądem imitowała papierową torbę, co kojarzyło się z bootlegami dostępnymi w tamtych czasach, które pakowano właśnie w papierowe koperty, a tytuł był odbity pieczątką. Wewnętrzna koperta natomiast wykonana została technologią, w której czarno-biała grafika nabierała kolorów przy kontakcie z wodą. Okładka zawierała zaś jedno z sześciu zestawów zdjęć, dzięki czemu każdy zestaw zdobiła inna fotografia zarówno na przodzie okładki, jak i tyle. Z uwagi na papierową kopertę kupujący nie byli jednak w stanie dowiedzieć się, którą okładkę ma kupowany przez nich album. Każda fotografia przedstawiała tę samą scenę w barze, gdzie mężczyzna podpala list od ukochanej, w którym ta informuje go o odejściu do innego mężczyzny. Każde zdjęcie przedstawia scenę z perspektywy innej osoby, która jest widoczna na pozostałych zdjęciach. Za okładkę odpowiadał Storm Thorgerson z londyńskiej grupy artystycznej Hipgnosis, specjalizującej się w projektowaniu okładek dla muzyków i zespołów rockowych takich jak Pink Floyd, AC/DC czy Black Sabbath.

Płyta zaczyna się od „In the Evening”, planowanego jako wielki, porywający utwór otwierający album. Page zainspirował się dawnymi czasami i postanowił grać na gitarze przy użyciu smyczka skrzypcowego. Gitarowo-klawiszowa zagrywka powtarza się tu do znudzenia. Nie jest to zagrywka aż tak porywająca, by uzasadniać tyle powtórzeń. I tak przez niemal 7 minut, z małą przerwą w środku. Gdyby chociaż ta przerwa coś wnosiła do całości. Środkowa, instrumentalna partia niby celuje w klimatyczność, ale brak jej przykuwających uwagę zagrywek, wszystko jest nijakie i niedopracowane. Brak tu kreatywności, dynamiki i błyskotliwości cechujących wczesne utwory Led Zeppelin.

Przy „Fool in the Rain” Plant naciskał na nowe pomysły twierdząc, że zespół musi poszukiwać nowych rozwiązań muzycznych, by iść z duchem czasu. W tym przypadku nowym pomysłem było połączenie rytmu samby z klasycznym rockowym brzmieniem. Efektem jest wesoła, swobodna piosenka o sielskim klimacie, ale powtarzalność po raz kolejny daje się we znaki, a wokal Planta jest kompletnie niezainspirowany. Nie ratuje piosenki nawet ciekawy zabieg aranżacyjny polegający na zastosowaniu polirytmii. Ale jeśli wsłuchać się uważnie w ścieżkę perkusji, odnaleźć w niej można ostatni przebłysk geniuszu Bonhama, który na tym etapie został już niemalże w całości skonsumowany przez płynącą w jego żyłach wódkę. Utwór ten został wybrany na jedyny singiel promujący wydawnictwo.

„Hot Dog” był utworem zainspirowanym klasycznym amerykańskim rockiem z lat 50-tych. Został napisany w czasie prób, podczas których zespół rozgrzewał się grając covery Elvisa Presley’a i Ricky’ego Nelsona.

„Carouselambra” to przedziwny, ponad dziesięciominutowy twór z nietypowymi nawet jak na Led Zeppelin dźwiękami. Ciągnie się i ślamazarzy, nie zaskakując w żaden sposób aranżacją. Dominują w nim klawisze Jonesa, a Page sięga po słynną gitarę z podwójnym gryfem Gibson EDS-1275, której uwielbiał używać na żywo. „Carouselambra” miała także być wykonywana na koncertach promujących „In Through the Out Door”, niestety trasa została odwołana po śmierci Bonhama. Charles M. Young, recenzent „Rolling Stone” był stanowczy w ocenie: Powtarzalność wywołująca hipnotyzujący efekt zawsze była częścią brzmienia Zeppelin, ale to, co oni tutaj powtarzają, nie jest warte zachodu.

„South Bound Saurez” i „All My Love” są jedynymi autorskimi utworami Led Zeppelin, w których komponowaniu nie uczestniczył Page. W obu utworach istotna jest dominująca rola klawiszy Jonesa. Ten drugi utwór został napisany przez Jonesa i Planta w czasie kiedy oczekiwali we dwóch na przybycie pozostałych członków zespołu. Solo klawiszowe Jonesa w tym utworze inspirowane było muzyką klasyczną. Jest ono jedną z najciekawszych muzycznie momentów na tym albumie i naprawdę zaskakuje przyjemną muzyczną progresją. Wokal Planta nawiązuje do Zeppelinowej klasyki w sposobie śpiewania i kreowania melodii. Wydaje się, że to jedyny moment na albumie, gdzie Plant czuł się prawdziwe zainspirowany, ale nic dziwnego, bo inspiracją była śmierć jego syna. Trudno wyobrazić sobie mocniejszego emocjonalnego kopniaka do napisania łzawej ballady. Jak na utwór o charakterze balladowym, cechuje go relatywnie szybkie tempo, a dominujące, jasne brzmienie syntezatorów nadaje mu być może nieco zbyt lekkiego charakteru. Gdzieś w tle pobrzdękuje Page, okazjonalnie wzbogacając kompozycję genialnie smakowitymi wstawkami, ale ogólnie podczas słuchania nie sposób pozbyć się wrażenia, że tak tutaj, jak i na całym albumie, Page wolał siedzieć na tylnym siedzeniu, a utwór o takiej wadze, jak „All My Love”, z pewnością zyskałby, gdyby oprawić go melancholijnym brzmieniem gitarowym, charakterystycznym dla wcześniejszych zeppelinowych ballad.

„I’m Gonna Crawl” to spokojny numer, bluesowymi korzeniami nawiązujący do tradycji Led Zeppelin. Plant poszukując nowych rozwiązań postanowił zastosować aranżację zainspirowaną muzyką soulową lat 60-tych i twórczością takich artystów, jak Wilson Pickett czy Otis Redding. Jones odpowiadał za aranżację sekcji syntezatora imitującego brzmienie instrumentów smyczkowych.

Bonham został oznaczony jako współautor jedynie w żartobliwym utworze „Darlene”, który nawet nie znalazł się na albumie i ujrzał światło dzienne dopiero na albumie „Coda”.

W 1980 roku John Bohnam zmarł i Led Zeppelin podjęło decyzję o zakończeniu działalności. Fani do dziś zastanawiają się, co by było gdyby. Podobno po eksperymentach z nowoczesnymi formami brzmieniowymi zespół przy następnej okazji był gotów wrócić do czegoś ponownie opartego na mocnych gitarach. Z drugiej strony, Jones zdawał się tak dobrze czuć w syntezatorowych eksperymentach, że być może Led Zeppelin odnalazłoby się w latach 80-tych równie dobrze, co Genesis. Ta przyszłość jednak nie miała prawa się zmaterializować, gdyż trwanie Led Zeppelin było na tym etapie przypłacone zbyt dużym cierpieniem, wynikającym zarówno z niepotrafiących odnaleźć komfortu we wzajemnym towarzystwie muzyków, jak i personalnych trudności w perspektywie uniemożliwiających sprawne działanie wielkiej machiny, jaką było Led Zeppelin.

„In Through the Out Door” nie jest powalającym albumem, ale jest albumem uczciwie oddającym stan zespołu w ostatniej chwili przed jego rozpadem. I ta jego autentyczność stanowi być może największą wartość dla jego prawdziwych fanów.

Tracklista:

1. „In the Evening”

2. „South Bound Saurez”

3. „Fool in the Rain”

4. „Hot Dog”

5. „Carouselambra”

6. „All My Love”

7. „I’m Gonna Crawl”

źródło: Tymoteusz Kociński / Koncertomania.pl
14-08-2019-10:00:00

Podziel się na facebooku!