Lou Doillon - Soliloquy TOUR w Warszawie
Koncert Lou Doillon - Soliloquy TOUR w Warszawie
Lou Doillon
20.05.2019 20:00
Warszawa(Mazowieckie) - Klub Hybrydy
„Soliloquy” - czyli monolog - szansa na głośne wyrażenie myśli głęboko tkwiących w człowieku. Na swoim nowym albumie Lou Doillon odsłania więcej niż kiedykolwiek. - Zapragnęłam być bardziej bezpośrednia - wyjaśnia artystka. „Soliloquy” to trzeci album w dorobku Francuzki, następca świetnie przyjętych przez słuchaczy i krytykę „Places” oraz „Lay Low”.
„Poświęciłam więcej uwagi produkcji. Pracowałam z czterema producentami, w tym z Cat Power. Różne osoby, studia i energie sprawiły, że materiał wydaje mi się bogatszy niż w przypadku albumu, nad którym pracuje jeden człowiek. Połączyłam ekstrema” wyjaśnia Doillon.
Choć nad „Soliloquy” pracowało czterech producentów, to wciąż album Lou, z jej charakterystyczną bezpośredniością i intymnością oraz ekspresyjnym i niskim głosem. Doillon przyznaje, że bardzo pomocne okazały się słowa Taylora Kirka z Timbre Timbre, który pracował z artystką nad „Lay Low”
„Po skończeniu pracy nad tą płytą rozmawialiśmy i powiedziałam, że album musi odzwierciedlać to, jak później muzyka wybrzmi na koncercie. Taylor odparł, że płyta to kreacja, która nie ma nic wspólnego z rzeczywistością. Podczas koncertów nieustannie ją zmieniasz. To dało mi do myślenia: przestań się tak patyczkować, liczy się to, co czujesz. Poczułam niesamowitą wolność. (…) Pomyślałam, że w takim razie popracuję z wieloma osobami i jeśli okaże się, że za bardzo oddaliłam się od samej siebie, wrócę do pierwotnej koncepcji” opowiada artystka.
Lou Doillon do pracy nad „Soliloquy” zaprosiła Benjamina Lebeau z dance-electro duetu The Shoes oraz Dana Levy’ego z art-popowego The Dø. Pierwszy pracował nocą w małym magazynie, natomiast Dan trzymał się dziennych godzin pracy w swoim domowym studio w domku na francuskiej wsi.
W „All These Nights”, „Flirt” oraz utworze tytułowym usłyszeć można elementy trip-hopu. „Last Time” puszcza oko do reggae. „The Joke” jest bardzo soulową piosenką. „W niektórych piosenkach zaczynałam ich tworzenie z pewnym zamysłem, a potem szłam w zupełnie innym kierunku. Jestem dzieckiem lat 80., ale mnóstwo muzyki poznałam w latach 90.: Massive Attack, Les Rita Mitsuko czy The Slits. Przez pewien czas mieszkaliśmy na Karaibach, więc jedyną muzyką, do której miałam dostęp, było reggae. Do tej pory uwielbiam też Leonarda Cohena, Vana Morrisona i Nicka Drake’a. Dlaczego nie mogłam połączyć tego wszystkiego ?” - pyta artystka.
Do współpracy Lou z Cat Power doszło dzięki… wiadomościom na Instagramie: „Napisałam do niej, a ona, ku mojemu zaskoczeniu, odpisała natychmiast.”
Rezultatem tej wymiany wiadomości jest piękny akustyczny utwór „It’s You”.
Tekstowo „Soliloquy” bywa aluzyjne, ale znaczenia zawsze są jasne. Na przykład „Flirt”, który opowiada o próbie nawiązania interakcji z kimś, kto nie ma ochoty angażować się w rozmowę. „Brother” to komentarz do współczesnych czasów.
Jak przyznaje Lou: „Urodziłam się, kiedy burzyliśmy mury. Moje pierwsze wspomnienie z telewizji to upadek muru berlińskiego. Jest to bardzo dziwne, że wracamy do budowania ich ponownie, w różnych znaczeniach”.
Zapytana, jak utwory z „Soliloquy” zabrzmią na żywo, Lou Doillon waha się: „Jestem przyzwyczajona do występowania z gitarą, ale może tym razem nie będę grała. Czy powinnam pozwolić sobie na więcej wolności ? Nie wiem. Czas pokaże”.
Lou Doillon podsumowuje: „Nagrywanie albumu jest trochę jak rzucanie butelki w morze. Sztuka jest lustrem, w którym ludzie widzą własne odbicie, ale ja nie mogę przewidzieć, co zobaczą. Nie mogę się doczekać, kiedy dowiem się tego bezpośrednio od słuchaczy”.
Powiązane
Koncertomania poleca wydarzenia i koncerty w Warszawie