Aktualności

24-04-2010-21:20:39

Flying Lotus - "Cosmogramma"

Udostępnij! Tweetnij!

O Flying Lotusie pisano i mówiono w ostatnich miesiącach tyle, że mimochodem z artysty podziemnego stał się niemalże gwiazdą mainstreamu. Dopóki jednak będzie nagrywał tak interesujące albumy jak "Cosmogramma", może nawet produkować bity dla Britney Spears i remiksować Lady GaGę.

Trzeci w dorobku Kalifornijczyka longplay raczej nie zaskoczy jego wiernych fanów. Słyszymy tutaj to wszystko, co zadecydowało o sukcesie albumów "1983" i "Los Angeles" oraz EP-ki "Reset". Zamglona, psychodeliczna elektronika zderza się z abstrakcyjnym hip-hopem, fusion. Flying Lotus znów z zegarmistrzowską precyzją wycina mikrosample, niczym wytrawny krawiec dźwięku tworzy z nich intrygujące wzory, pardon, kompozycje. Pięknie brzmią basy oraz bardzo odważnie wykorzystywana harfa, co zaowocowało m.in. absolutnie cudownym, marzycielskim "MmmHmm". Idę o zakład, że każdy z was słuchając tego numeru, ucieknie myślami gdzieś daleko, odpłynie i za nic nie będzie chciał wrócić na ziemię. Żeby wybudzić się z takiego stanu należałoby puścić miażdżące "Pickled!". Idąc na imprezę najlepiej włączyć "Do The Astral Plane", które z pewnością rozbuja ciałem nawet najbardziej opornego smutasa. Jest jeszcze fantastycznie wykręcone "Recoiled" i trzynaście innych, również ciekawych utworów.

Flying Lotus potwierdził, że bez wątpienia jest jedną z najciekawszych postaci nurtu beat generation i to do niego należy przyszłość muzyki. Prawdziwą wartość, znaczenie "Cosmogrammy" poznamy za jakiś czas. Taka to już cecha klasyków. W pełni doceniamy je po latach. Ja nie mam żadnych wątpliwości, że trzecia płyta producenta z Los Angeles jest dziełem ponadczasowym. Słowa brytyjskiej dziennikarki radia BBC, Mary Anne Hobbs, że Flying Lotus to współczesny Jimi Hendrix są bardzo mocne, ale być może to, co dzisiaj wydaje się delikatną przesadą za jakiś czas odczytamy jako proroctwo,


Udostępnij! Tweetnij!

TAGI: