Aktualności

18-05-2011-11:22:56

James Blunt - "Some Kind of Trouble"

Udostępnij! Tweetnij!

Jaki jest James Blunt każdy wie i nowa płyta nic w tej materii nie zmieni.

Wokalista ma tyle samo zwolenników, co przeciwników. Jedni reagują na jego piękne (jakżeby inaczej) melodie jak wampiry na światło słoneczne inni rozpływają się w zachwytach nad ogromną wrażliwością byłego kawalerzysty.

Ci pierwsi niech nie liczą, że najnowsza propozycja artysty przyniesie rewolucję w jego muzyce. Jeśli natomiast ktoś kocha Anglika, ale już na pamięć zna dwa jego dotychczasowe albumy, z radością dołączy do kolekcji "Some Kind of Trouble". James nadal wzruszająco operuje falsetem, nadal śpiewa smutne piosenki, na tle jeszcze smutniejszego fortepianu albo równie smutnej gitary akustycznej. Żeby jednak mieć pewność, że piosenki chwycą słuchaczki (nie oszukujmy się, jego publiczność to głównie panie) za serce, gdzieś wplecione są romantyczne smyki, gdzie indziej łkającą gitara (trochę w stylu Davida Gilmoura). I tak płyną te piosenki - gładkie, ładne, wzruszające, chwilami trochę folkowe. Żeby nie zrobiło się przypadkiem zbyt przygnębiająco, mamy kilka bardziej żwawych numerów na przykład piknikowo-ogniskowe "Stay the Night", podniosło-stadionowe "So Far Gone" czy pogodne, dźwięczące od słonecznego tamburyna "These Are the Words". Jest też jedna, naprawdę ciekawa niespodzianka, mianowicie bonusowe "Turn Me On" - drapieżne, z jakimiś figlarnymi aranżacjami, podbite bluesowym rytmem i, przede wszystkim, z Bluntem śpiewającym normalnym, niemiauczącym głosem. Cóż, szkoda, że to tylko dodatek.

James Blunt ma określone grono odbiorców i dla nich pisze swe piosenki. Właśnie dla nich jest "Some Kind of Trouble". A reszta, niech po prostu nadal omija go szerokim łukiem.


Udostępnij! Tweetnij!

TAGI: