Recenzja

20-06-2009-16:16:21

Kasia Kowalska - "Antepenultimate"

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

Cztery lata, które dzielą poprzednią płytą Kasi Kowalskiej od najnowszej (tytułu niestety nie zapamiętam nigdy), przyniosły artystce wiele życiowych zmian. Szkoda, że nie bardzo słychać to na albumie.

Pop w wydaniu Kowalskiej to smutne, przeważnie dołujące piosenki oparte o oszczędne, nienachlane melodie. Mechanizm, który od lat sprawdza się na połowie kobiecych płyt z półeczki pop i tutaj chwycił, ale od przyzwoitości do zachwytu niestety daleka droga.

Zaskakuje (bardzo negatywnie) przede wszystkim warstwa tekstowa. O miłości, rozstaniach, przyjaźni, nadziei, rozczarowaniach można napisać na sto różnych sposobów, a Kowalska trwa w schemacie i momentami na płycie (tytułu niestety nie zapamiętam nigdy) wręcz rozbraja infantylnością. Oczywiście wierni fani przyjmą to z zachwytem, bo "powróciła ich Kasia", ale reszta chyba się na to nie nabierze, bo podobny poziom dojrzałości i życiowych doświadczeń ma za sobą chyba co drugi dwudziestoparolatek.

W muzyce zabrakło ognia i pary. Melodie są, ciekawe partie pojedynczych instrumentów są, ale całości jakoś brakuje charakteru. Na tle kapitalnych tegorocznych (również przecież popowych, choć na swój sposób) dokonań Ani Dąbrowskiej, Maryli Rodowicz czy nawet Silver Rocket płyta Kowalskiej (tytułu niestety nie zapamiętam nigdy) wypada blado. Bo też na Boga jedynego, czy wraz z pierwszym od czterech lat materiałem Kowalska mogła chociaż do studia nie zabierać depresji?

Podziel się na facebooku! Tweetnij!