Recenzja

10-07-2017-19:38:44

Jay-Z - 4:44

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

Ocena:

Jay-Zz jednej strony nagrał po prostu zwyczajną, hiphopową płytę na niezłym poziomie, z drugiej, idąc śladami swej żony Beyoncé, obwieszcza muzyczną rewolucję.

Bardzo bym chciała skupić się wyłącznie na muzycznej warstwie najnowszego dzieła amerykańskiego rapera, ale jest to w zasadzie niemożliwe. Jay-Z zadbał o to, by jego album nie był po prostu zestawem piosenek, lecz wydarzeniem medialnym, eventem. "4:44" nie da się rozpatrywać wyłącznie na płaszczyźnie dźwięków, rymów, sampli, bitów. Dla Jaya to swoista spowiedź. Muzyk przy tym nie bawi się w metafory, w zawoalowania, lecz prosto z mostu wali, że czuje się współwinny poronień żony, że ją zdradzał, że jego matka jest lesbijką i dopiero teraz się do tego przyznaje. Opowiada, w dość kontrowersyjnym "The Story of O.J." o byciu czarnoskórym w Ameryce czy w "Kill Jay Z" o byciu Jay-Z i o tym, że nawet Jay-Z ma trochę (99) problemów.

Niby wszystko ładnie, pięknie. Mamy bowiem do czynienia z dojrzałym, szczerym dziełem. Ze "zwykłymi" problemami wielkiego człowieka. Ale to tylko pozory. Niemal każdy z tekstów jest "skrojony" pod news. W zasadzie każdy numer to potencjalny nagłówek. I tak zresztą było. Tuż po premierze amerykańskie serwisy nie wrzucały na "pierwsze strony", że numer tytułowy zawiera piękne sample "Late Nights and Heartbreak", tylko pisały o tym, że Jay-Z przeprasza Beyoncé za wszystkie wyrządzone jej krzywdy. Z kolei przed premierą raper przedstawił tajemnicze zapowiedzi z udziałem laureatów Oscara - Mahershali Alego i Lupity Nyong'o, o czym siłą rzeczy donosiły nie tylko muzyczne serwisy specjalizując się w czarnych brzmieniach. Dołóżmy do tego fakt, że "4:44" oryginalnie udostępnione zostało jedynie na Tidalu (fizyczna premiera dopiero 14 lipca) i to nie dla każdego przeciętnego użytkownika. Wszystko to składa się na spore zamieszanie wokół płyty, która muzycznie nie jest czymś nadzwyczajnym. Ot, trochę bardziej surowych momentów ("Smile"), czasem coś bardziej miękkiego ("Family Feud" z Beyoncé) albo rozbujanego ("Bam" z Damianem Marleyem) czy wspomniane nagranie tytułowe, którym nie pogardziłby Kanye West.

Album "4:44" w pięć dni pokrył się platyną, co tylko dowodzi tego, że patent państwa Carterów się sprawdza. Beyoncé jednak na swoim "Lemonade" nie tylko się otworzyła, nie tylko skutecznie nadała rozgłos swemu dziełu, tworząc np. korespondujący z nim film dla HBO, ale i wyszła poza popowe ramy gatunku. Jay-Z co najwyżej zrobił coś rzadkiego w męskim czy wręcz samczym hip-hopie i się trochę pokajał. "4:44" obrane z całej medialnej otoczki to po prostu niezła płyta uznanego rapera, wspieranego przez znakomitego producenta (No I.D.), ze środkami, zapleczem i czasem, by wszystko dopieścić.


Lista utworów:

  1. 1. Kill Jay Z00:02:58
  2. 2. The Story of O.J.00:03:52
  3. 3. Smile (featuring Gloria Carter)00:04:50
  4. 4. Caught Their Eyes (featuring Frank Ocean)00:03:26
  5. 5. 4:4400:04:44
  6. 6. Family Feud (featuring Beyoncé)00:04:11
  7. 7. Bam (featuring Damian Marley)00:03:55
  8. 8. Moonlight Jay-Z00:02:24
  9. 9. Marcy Me00:02:54
  10. 10. Legacy00:02:57

autor: Anna Szymla

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

TAGI: jay-z