Recenzja

13-12-2014-08:56:26

The Smashing Pumpkins - "Monuments to an Elegy"

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

Gdyby Billy Corgan zajął się promowaniem wrestlingu, zamiast nagrywaniem kolejnych płyt The Smashing Pumpkins, pewnie nikt nie miałby mu tego za złe. Trzeba jednak przyznać, że zarówno "Oceania" jak i najnowsza "Monuments to an Elegy", czyli pierwsze dwie odsłony trylogii "Teargarden by Kaleidyscope", wcale nie są złe.

Ostatnio zastanawiałam się, dlaczego muzycy, którzy lata świetności mają za sobą, nie zarzucą dalszego tworzenia. Sprzeniewierzania legend, rozdrabniania się na drobne, odcinania kuponów itd. Doszłam do wniosku, że powód jest w sumie dość prosty - niczego innego nie potrafią. Kiedy najlepsze swe lata poświęcasz na granie, ciężko po czterdziestce przekwalifikować się na maklera czy innego dekarza. A żyć jakoś trzeba, nawet jeśli tantiemy wystarczają na rachunki, człowiek musi mieć zajęcie. Staram się więc być wyrozumiała i z otwartą głową, i sercem na dłoni podchodzić np. do kolejnych płyt The Smashing Pumpkins.

"Monuments to an Elegy" to nie kolejne "Siamese Dream" czy "Mellon Collie and the Infinite Sadness", ale ta płyta dowodzi, że Corgan mimo egocentryzmu i bufonady, nadal jest bardzo zdolnym muzykiem. Jest przede wszystkim znakomitym gitarzystą, który potrafi wyczarować pięknie gęste, dudniące pasaże i cierniste riffy. Zabawa z elektroniką nie zawsze mu służy ("Run2Me" brzmi jak popłuczyny po New Order), ale kiedy trzyma się rockowych korzeni potrafi zachwycić ("Tiberius" momentami przypomina Tool, a "One and All (We Are)" brzmi jak stare dobre Smashing). Billy ma sporo dobrych pomysłów, umie nagrać naprawdę głośne, wibrujące numery mieniące się metalicznymi barwami, gorzej jednak radzi sobie na poziomie kompozycji. Nowe utwory rozjeżdżają się, rozłażą, co jest pokłosiem jego prog-rockowych ciągot. Brakuje konsekwencji, pewnej kompozycyjnej dyscypliny, choć zdarzają się wyjątki jak "Anaise!". Kawałek z wyrazistym rytmem, w miarę zgrabnym refrenem, wyróżniającymi się syntezatorami i wokalnymi harmoniami.

Dziewiąty longplay The Smashing Pumpkins to mocna, hałaśliwa płyta z pewną dawką elektroniki, która ucieszy każdego stęsknionego za tak gęstym, rockowym brzmieniem. Oczywiście, mogło być lepiej, a świat nie stałby się gorszy, gdyby "Monuments to an Elegy" nigdy nie powstało, ale skoro już jest, można się uśmiechać do tych naprawdę wspaniałych gitar.

Podziel się na facebooku! Tweetnij!