Recenzja

08-02-2009-21:33:39

Grandmaster Flash - "The Bridge"

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

Grandmaster Flash musiał chyba mocno przejąć się opinią Nasa, który w 2006 roku ogłosił, że hip-hop umarł. Kilka miesięcy później jeden z pionierów muzyki rapowej wszedł do studia, aby nagrać swój pierwszy od 1987 roku krążek.

Chcąc chociaż trochę przybliżyć postać Grandmaster Flasha należałoby napisać nie jedną recenzję, lecz kilkustronicowy esej. Dlatego też w przypadku krążka "The Bridge" lepiej od razu przejść do meritum i zająć się tym, co istotne - nową muzyką. Tym bardziej, że naprawdę jest o czym pisać, bo legendarny DJ i propagator kultury hip-hopowej powrócił w świetnym stylu.

Pochodzący z Barbadosu muzyk postanowił na najnowszym albumie stworzyć pomost pomiędzy korzeniami hip-hopu, jego historią, a teraźniejszością. Tyle, że wcale nie zamyka się do osób związanych tylko i wyłącznie z czarną sceną. Jego przesłanie jest międzynarodowe i międzykulturowe, dlatego też zaskakująca i intrygująca obecność na płycie Natachy Atlas. Potrzeba dużo odwagi, wyobraźni, wyczucia, aby pokusić się o taki ruch. Grandmasterowi tego nie zabrakło, ale też powiedzmy sobie szczerze - on mógł na tej płycie zrobić wszystko, co mu się tylko podoba.

Odświeżył więc kilku legendarnych mistrzów mikrofonu - Big Daddy Kane'a, Krs-One'a i Mr Cheeksa, a ci przypomnieli nam starą szkołę rapowania. Chciał oddać hołd didżejom, stąd też fantastyczny numer "Here Comes My DJ" z Koolem i Demo. Postanowił dać poszaleć wciąż głodnym mikrofonu weteranom - no to mamy świetne kawałki ze Snoop Doggiem, Q-Tipem, Busta Rhymesem. Żeby nie być posądzonym o forowanie starszyzny oddał też pole do popisu dla młodych, a jednym z nich jest... jego syn - J-Flo. Na deser zaś przedstawił nam kilku raperów z różnych stron świata (Abass z Senegalu, Kase-O z Hiszpanii, a Maccho z Japonii), którzy dołożyli zwrotki w swoich macierzystych językach. Poezja!

Hip-hop w swoich oldschoolowych założeniach miał łączyć ludzi i być dla nich remedium na społeczne podziały i niesprawiedliwości. W czasach, gdy złote kajdany, chromowane fury i laski na jeden raz przysłoniły wielu raperom oczy, album Grandmaster Flasha ma bezcenną wartość. Nie tylko ze względu na naprawdę konkretną muzykę, ale również swoje przesłanie. Czapki z głów przed ojcem chrzestnym hip-hopu!

Podziel się na facebooku! Tweetnij!