Recenzja

08-05-2009-09:15:07

Big Blue Ball - "Big Blue Ball"

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

Oczywiście marzy nam się nowy, regularny album Petera Gabriela, ale - jak to mawiała Gąska Balbinka -"jak się nie ma, co się lubi, to się lubi, co się ma". Owo coś to w tym przypadku płyta "Big Blue Ball".

Miłość Gabriela do etno jest znana powszechnie. W końcu prowadzi cenioną i dobrze prosperującą wytwórnię Real World specjalizującą się w szeroko rozumianej muzyce folkowej. Materiał zebrany na krążku Big Blue Ball to właśnie swoista wizytówka oficyny. Mamy tu wielobarwny i wielokulturowy tygiel. Orient miesza się z Zachodem, a niemal popowa konwencja z plemiennym transem. Jest elektronika i brzmienia skrajnie organiczne. Jest miejsce na subtelność i spokój, ale i na swoistą, wręcz nieokiełznaną dzikość. Obok angielskiego, słyszymy egzotyczne dialekty, a obok porywających do tańca melodii, kontemplacyjne i ezoteryczne dźwięki.

Ponieważ Gabriel to Gabriel, nie miał problemu z zaproszeniem nie tylko "gwiazd" etno, ale i bardziej popularnych twórców. Stąd też pojawia się Sinéad O'Connor, Karl Wallinger znany z World Party czy gitarzysta Living Colour, Vernon Reid. Całość tworzy niezwykłą pod każdym względem miksturę i chociaż materiał podobno powstał jeszcze w latach 90., nie stracił na świeżości, a przede wszystkim na oryginalności.

Wydawnictwa nie należy traktować jako zwyczajnej płyty. To przypadkowa, niejednokrotnie ekscytująca podróż w rozmaite miejsca. Wyprawa pełna niespodzianek, gdzie przy każdym utworze z udziałem Petera Gabriela czujemy się jak w rodzinnym domu, za którym nie wiedzieliśmy, że aż tak tęskniliśmy.

Podziel się na facebooku! Tweetnij!